niedziela, 19 maja 2019

7. Rozum jest sługą namiętności


Chociaż Gaara nie przepadał za centrami handlowymi, praca w sklepie mu odpowiadała – po pierwsze dlatego, że do salonu z elektroniką zwykle przychodzili ludzie nastawieni na konkrety, po drugie: w tym miejscu było na tyle drogo, że nie przewalały się przez niego tabuny klientów. Pozostawało wiele czasu na czytanie i dzięki temu w klasie maturalnej mógł wykorzystać maksimum czasu na naukę. Uczelnia nie wymagała wielogodzinnego siedzenia nad książkami, co pozostawiało sporo swobody.

Dlatego kiedy dostał smsa z zapytaniem, czy pojawi się tego wieczoru na koncercie, nie musiał się długo zastanawiać, mimo jutrzejszego kolokwium. Nie mając przy sobie podręcznika musiał poszukać materiałów w internecie, ale zanim cokolwiek sensownego znalazł, zadzwonił telefon.
Widząc na wyświetlaczu zdjęcie Ino – które niedawno zmienił, choć upierała się, by zostawił przy jej kontakcie fotografię, na której przytulała kota – był nieco zaskoczony. Spodziewał się, że skoro po wymianie kilku wiadomości do niego nie zadzwoniła, postawiła sobie za punkt honoru tego nie zrobić. Zakładał, że wstrzyma się przynajmniej do wieczora. Tknęła go nieprzyjemna myśl, że skoro dzwoni teraz, być może siedzi sama w domu, choć normalnie w weekendy koleżanki próbowały ją gdzieś wyciągnąć. Teraz miałyby okazję.
Naciskając zielony przycisk zastanawiał się, jak powinien z nią rozmawiać, żeby nie poczuła się urażona. Ino nie czekała, aż się pierwszy odezwie.
- W skali jeden do dziesięć, jak bardzo jesteś na mnie zły? – zapytała. Wydawała się przygaszona, przez co Gaara pożałował, że nie zadzwonił do niej wcześniej.
- Nie jestem na ciebie zły – odpowiedział.
- Jakoś mi się nie chce w to wierzyć.
- A powinnaś. – Zawahał się, ponieważ nie chciał rozwijać tematu. Nie lubił z nią rozmawiać za pośrednictwem urządzeń elektronicznych, bo nie potrafił wtedy ocenić, czy mówiła to, co rzeczywiście myśli. Dodatkowo, to nie była rozmowa na telefon. – Nie jestem zły o to, że obcesowo wskazałaś mi drzwi.
- A jednak jesteś. – Niemal weszła mu  w słowo, a w jej głosie brzmiało rozczarowanie.
- Pozwól mi skończyć, Ino. Nie jestem zły. Jestem odrobinę zniecierpliwiony, bo mam wrażenie jakbyś w ogóle mi nie ufała.
Dziewczyna żachnęła się i z łatwością mógł sobie wyobrazić wyraz jej twarzy – złościła się i jednocześnie oburzała, zawsze, kiedy powiedział coś, co jej nie pasowało, i co automatycznie odrzucała jeszcze przed wysłuchaniem argumentów.
Jednak choć zazwyczaj w takich sytuacjach zasypywała go potokiem słów, tym razem odezwała się dopiero po chwili, jakby musiała się przemóc, żeby wydobyć z siebie dźwięk.
- To nie jest tak, że ci nie ufam. Nie chcę… Nie jestem gotowa.
Dlatego właśnie nienawidził rozmawiać z nią w sposób zapośredniczony. W innych okolicznościach mógłby ją zapytać, na co konkretnie nie jest gotowa. Na odległość drążenie tematu nie miało najmniejszego sensu.
- Dlatego mówię, że nie masz do mnie zaufania. Zamiast powiedzieć to wczoraj, komunikujesz teraz, przez telefon – zauważył.
Ino zastanawiała się przez chwilę. Nie odpowiedziała na – niewyartykułowany, ale chyba jasny – zarzut, za to pośrednio zmieniła temat.
- Zadzwoniłam, żeby zapytać, czy się dzisiaj zobaczymy – wyjaśniła.
Gaarze ta propozycja nie pasowała, w pewnym stopniu z tego powodu, że miał plany na wieczór, ale w większym – dlatego, że Ino ewidentnie próbowała wziąć go pod włos. Gdyby uległ jej prośbie uznałaby, że sprawa jest załatwiona.
- Pracuję dzisiaj dwanaście godzin. Chcesz mnie wpuścić do domu po dwudziestej drugiej, wbrew zakazom twojej mamy?
Złośliwość nie była planowana, ale nie potrafił się ugryźć w język. Gaara był przekonany, że „godzina policyjna” została przez Ino wymyślona tylko dla niego i do tego całkiem niedawno. Kiedyś sama zaproponowała, żeby nie wracał po nocy do domu, gdy zasiedzieli się do późna – ale było to kiedy spotykali się koleżeńsko. Kiedy sprawy rozwinęły się w innym kierunku, Ino postanowiła przestrzegać zapomnianych zasad, zupełnie jakby sądziła, że w nocy obudziłaby się w nim dzika bestia. Ale jego instynkty nie miały nic wspólnego z porą dnia ani fazą księżyca, za to całkiem sporo z tym, jak szybko  - lub jak późno – przypominała sobie, że nawet jeśli coś jej się podobało, nie powinna.
Przerywała zawsze wtedy, kiedy dopiero zaczynało się robić ciekawie, a to w pewnym momencie zaczęło go frustrować. Zatrzymali się na etapie dotykania się przez ubranie. Spodziewał się, że Ino postawi granice, do których nie był przyzwyczajony, ale nie sądził, że będą one tak płytkie i trudne do skruszenia.
Teraz jednak uważał, że wystarczy lizania cukierka przez papierek i przyszedł czas na negocjacje, których nie zamierzał łatwo odpuścić, mając w perspektywie mało atrakcyjne alternatywy. W filmikach porno i samozaspokajaniu się było coś upokarzającego.
– Muszę wracać do pracy, napiszę do ciebie wieczorem – obiecał.
- Jeśli zatęsknisz, możesz napisać wcześniej – odpowiedziała. – Lofciam.
- Nie zaczynaj, Ino.
- Dopiero się rozkręcam. Zasypię cię w tym tygodniu niespotykaną dotąd liczbą emotek, które powinny wzruszyć twoje nieczułe serce – powiedziała tonem, który jednoznacznie wskazywał, że próbowała go zmanipulować. To było do przewidzenia, ale nawet go nie złościło. Był bardziej cierpliwy od niej i mógł poświęcić kilka dni, po których będzie bardziej skłonna do ustępstw.
- Prędzej wypalą mi oczy – skomentował. – Wyłączę telefon.
- Tym lepiej. Kiedyś musisz go włączyć, siła rażenia setki różowych serduszek będzie większa.  - Zawahała się, po czym dodała: - Jeszcze zatęsknisz.
- Już tęsknię.
- Ale nie przyjdziesz dzisiaj?
- Nie. Wyjdź z domu, nie siedź cały dzień sama. – Nie mógł się powstrzymać przed tą sugestią, chociaż w tej samej chwili jej pożałował. Ino potrafiła rozegrać na swoją korzyść sytuacje, kiedy okazywał jej troskę.
- Nie jestem w domu. Wyszliśmy z Sakurą i Shikamaru na festyn. Jest strasznie – powiedziała zmęczonym głosem.
- Dlaczego?
- Sakura rozstała się z Sasuke. Albo tak jej się wydaje. Zachowuje się, jakby prowadziła nabór do klubu szalonych singielek.
Gaara nie wiedział, jak skomentować rozczarowanie Sakury. Z tego, co opowiadała Ino, zanosiło się na to od dawna.
- Jak jej idzie? – zapytał.
- Jeszcze nie wiem – odpowiedziała Ino, jakby się zastanawiała. - Przekonasz się po częstotliwości wysyłania serduszek.

Hinata oddaliła się od centrum wydarzeń – występu ulicznej formacji breakdance’u – i kupiła sobie watę cukrową. Minęło zaledwie kilka chwil, gdy do stolika pod obsypanym białymi kwiatami drzewem przysiadła się Ino.
- Wygląda, jakbyś uciekała od towarzystwa – zauważyła. Postawiła na blacie przed sobą szklankę z lemoniadą.
- Wygląda, jakbyś robiła to samo.
Ino przechyliła głowę lekko w bok, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Ale to nie ja przyszłam niemal na koniec imprezy – zauważyła przytomnie. – A poza tym unikasz koleżanek, które sama przyprowadziłaś.
Hinata zafrasowała się.
- Jesteś zła? – spytała.
Musiała zaprosić Fu – właściwie to ona się niejako wprosiła i namówiła też Hinatę, żeby przyszła do parku, jak tylko dowiedziała się o planowanym spotkaniu. Dobrze wiedziała, że pokusa wyrwania się na pół dnia z domu i wykorzystania festynu jako alibi zwycięży. Hinata nie spodziewała się, że Fu zaprosi też Karui. W efekcie wyszło tak, jakby nie powiedziała koleżance, gdzie się wybiera, ponieważ nie chciała się z nią widzieć – w każdym razie Karui dopatrywała się w tym jakiegoś drugiego dna. W rzeczywistości Hinata nie zastanawiała się nad tym, kto będzie na festynie, bo zamierzała tam wpaść tylko na chwilę, żeby się pokazać. Pech chciał, że trafiła na wyjątkowo zły humor Sakury, która zaczęła ją nagabywać w sprawie imprezy po planowanym meczu bejsbolu.
Sakura potrafiła być uparta i nie przyjmowała do wiadomości, że Hinata nie chce się umówić z Naruto – tak po prostu, bez żadnych ukrytych powodów. Sakura zachowywała się wręcz, jakby postawiła sobie za cel ponowne wyswatanie przyjaciela. Hinata miała wrażenie, że jasne postawienie sprawy sprawiłoby jej przykrość. Liczyła, że Naruto zrobi to za nią. Łatwo było się domyślić, że kogoś ma - ona miała nawet podejrzenia, z kim się spotykał, ale pomyślała, że sam powinien konfrontować się z Sakurą i jej fałszywymi wyobrażeniami.
Za to dzisiaj pojawił się jeszcze jeden kłopot, bo Ino nie wyglądała na zachwyconą widokiem Fu. Hinata domyśliła się, że coś jej umknęło. I że może się przez to znaleźć w głupiej sytuacji. Fu nie kryła, że chętnie zakręci się w tym towarzystwie.
- Nie. Dzisiejszy dzień jest po prostu… pokręcony – stwierdziła Ino. – Powiedz od razu, jeśli to nie moja sprawa, ale czy doszło do jakiegoś konfliktu z Kibą? Prawie go nie widuję.
Słowa „prawie go z tobą nie widuję” zawisły niedopowiedziane w powietrzu. Kiba ostatnio rzeczywiście jej unikał. Hinata z jednej strony żałowała, że najwyraźniej się obraził, ale z drugiej odetchnęła z ulgą.
- Znowu dałaś mu kosza? – zapytała Ino, widząc, że jej pytanie nie spotkało się z niechętną reakcją.
- Nie mogę dać mu kosza. Jest moim przyjacielem – odpowiedziała Hinata. Była nawet zadowolona, że koleżanka zaczęła ten temat, bo miała ochotę z kimś porozmawiać. Czuła się winna, zupełnie jakby zrobiła Kibie nadzieję, a jednocześnie uważała, że od początku postawiła sprawę jasno. - Wydaje mi się, że wreszcie zrozumiał to, co powiedziałam kilka miesięcy temu.
Ino wyglądała na zmartwioną.
- Tak się czasami kończą przyjaźnie – zauważyła.
Hinata pokręciła przecząco głową. Miała nadzieję, że tak nie będzie.
- Myślę, że Kiba potrzebuje trochę czasu, żeby zrozumieć swoją pomyłkę. – Widząc nieco zdezorientowaną minę rozmówczyni, dodała: - Pozna dziewczynę, która wzbudzi w nim prawdziwe emocje, i wtedy… zrozumie. – Miała nadzieję, że nie jest to tylko jej pobożne życzenie.
Ino przyglądała jej się przez chwilę, jakby się wahała.
- Ty kogoś takiego poznałaś? – Hinata zdawała sobie sprawę, że na jej twarzy musiało odmalować się zszokowanie, gdyż Ino szybko dodała: - Łatwo zauważyć, że Naruto to już pieśń przeszłości. Zastanawiam się tylko, czy wiesz, co robisz.
Hinata westchnęła.
- Nie mów mi tylko, że uważasz jak Sakura, że ja i Naruto jesteśmy sobie pisani.
Ino potrząsnęła głową. Nie zamierzała niczego takiego mówić. Nie zamierzała też zdradzić Hinacie, że to Shikamaru zwrócił jej uwagę – kiedy złościła się na fakt krążenia Fu po niewłaściwej orbicie – na dość oczywiste wnioski płynące ze sporadycznego, acz konsekwentnego pojawiania się Hinaty na spotkaniach towarzyskich. Jakby bardziej zależało jej na byciu widzianą niż na rzeczywistej obecności.
- Nie o to mi chodzi. Ja miałam kiedyś złamane serce, a przynajmniej tak mi się wydawało. To jest taki moment, kiedy się robi głupie, czasami bardzo głupie rzeczy. Nie stosuj sobie jako okładu na rany chłopaka, którego nie możesz przedstawić przyjaciołom, albo który, co gorsza, nie chce się pokazywać w twoim otoczeniu.
Hinata czuła się bardzo niepewnie pod jej uważnym spojrzeniem.
- Tak to wygląda? – zapytała. Nie zdawała sobie z tego sprawy.
Ino pokiwała głową.
- Trochę tak.
Hinata wzięła głęboki wdech. Nie chciała zbywać Ino, zresztą teraz nawet już nie mogła tego zrobić, bo koleżanka potrafiła być dociekliwa.
- Po pierwsze, to wcale nie jest związek.
Ino przymrużyła powieki, jakby usłyszała coś, czego się mogła spodziewać – ale biorąc pod uwagę najgorszą możliwość.
- W sensie, nie wiem co z tego będzie, po prostu spotykamy się, bo mamy wspólne zainteresowania – wyjaśniła Hinata szybko. – Ale wiesz, jakiego mam wuja. Dostanę areszt domowy do dwudziestki. Jeśli Neji się wygada. A on nie kłamie, to kwestia honoru.
Ino w pierwszej chwili skinęła głową ze zrozumieniem, ale potem odezwała się, jakby zaciekawiona:
- Nie pomyślałaś nigdy, żeby się zbuntować? Rozumiem, twój wuj ma despotyczny charakter, a Neji chyba się świetnie czuje w roli strażnika. – Była to nieprawda, ale Ino raczej nie mogła o tym wiedzieć. - Ale jesteś praktycznie dorosła. I tak naprawdę mogłabyś się wyprowadzić.
- Do mamy? – zapytała Hinata bez zastanowienia.
Ino skrzywiła się, jakby zdała sobie sprawę z popełnionej gafy. To ona sama skomentowała jakiś czas temu – z typową dla siebie tendencją do wygłaszania nie zawsze taktownych komentarzy - że Hyori najwyraźniej całkiem zrezygnowała z pomysłu oferowania jeszcze kiedyś wspólnego zamieszkania Hinacie, skoro zaczęła mówić o powiększeniu rodziny. Hinata nie mogła nie dostrzec w tym racji – jej matka, nawet jeśli mówiła inaczej, raczej nie zamierzała urządzać domu i mieszkać z obiema córkami. Całkiem poważnie myślała o kolejnym dziecku. Hinata z początku myślała, że Ino się wścieknie, ale ona tylko skomentowała, że będzie bardzo dziwacznie mieć wspólne rodzeństwo. Hanabi zareagowała o wiele gorzej, a Hinata nie bardzo wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Ale nie zmartwiła się za bardzo, ponieważ - podobnie jak Ino - nie pałała chęcią wprowadzenia się do domu matki i jej męża w Kioto.
- No, tak. Ale i tak nie musisz chodzić na sznurku twojego wuja. Myślę, że jeśli w tym domu nie szanuje się  tego, że jesteś odrębnym człowiekiem i możesz o sobie decydować, powinnaś się wyprowadzić.
Ino nie była pierwszą osobą, która to sugerowała. Hinata jednak nie czuła się na siłach, by rozpoczynać wojnę. Nie chciała też nikomu sprawiać przykrości. Miała zamiar dostać się na uczelnię artystyczną, zamieszkać na stancji – i w ten sposób rozwiązać problem, bezboleśnie dla wszystkich. Musiała tylko zacisnąć zęby i wytrzymać rok. To było jednocześnie i dużo, i mało.
- Akurat ty powinnaś wiedzieć, że trudno wybrnąć z takiej sytuacji, nawet jeśli się nie ma opiekuna-despoty. Nie chcę ci przypominać, jak zachował się twój ojciec. A ja nie mam argumentu, że zmienianie szkoły w ostatniej klasie może poskutkować gorszymi wynikami egzaminów.
Hinata uważała swojego ojczyma – pana Yamanakę – za nietypowo wyluzowanego dorosłego. Mimo, że słabo go znała, wyrobiła sobie pewną opinię na jego temat i była zaskoczona jego reakcją, kiedy w wakacje Hanabi wygadała się, że Ino ma starszego chłopaka. To, że o rok starszego, zdawało się tutaj być całkowicie bez znaczenia. Pan Yamanaka praktycznie z dnia na dzień podjął decyzję, że Ino ma się wprowadzić do jego domu w Kioto.
- Ale ja wcale nie użyłam argumentu egzaminów – odpowiedziała Ino, sprawiając wrażenie zaskoczonej tym pomysłem. – Myślisz, że to byłoby skuteczne skoro mój ojciec ma w głowie scenariusz, w którym zaciążę i wcale nie skończę szkoły?
- Wcale nie… - Obruszyła się Hinata.
- Wierz mi, taki jest według niego rozwój wydarzeń. Albo nawet gorszy.
- Jeśli tak, to jak go przekonałaś?
Blondynka wzruszyła ramionami. Wydawała się poirytowana. Hinaty to nie dziwiło – ostatnio relacje Ino z ojcem były napięte, dogadywała się z nim gorzej niż z matką.
- Nie przekonywałam. Powiedziałam, że jego obawy są wydumane, bo już dawno bym wpadła, gdybym nie wiedziała, jak się zabezpieczać.
Hinata w pierwszej chwili pomyślała, że to żart, ale ton Ino na to nie wskazywał. Ciężko było sobie wyobrazić minę jej ojca.
- To trochę… brutalne – zauważyła.
- Tak, ale mój ojciec nie urodził się wczoraj. Nie uwierzyłby, że będę grzeczna, nawet gdybym podłączona do wykrywacza kłamstw przyrzekła, że zaczekam do ślubu – stwierdziła Ino. Oczywiście, Hinata nie to miała na myśli, i Ino o tym wiedziała. Dodała: - Nie chodzi o to, że chcę iść na wojnę z rodzicami albo że mam do nich żal po grób. I tak wiedzą, że jest za późno, żeby mnie wychowywać. To, że mój ojciec nagle się poczuwa do roli, bo Hyori wyjechała z Hanabi na pół roku do Stanów i nic go bardziej nie absorbuje, nie znaczy, że będzie mi ustawiać życie. Jego dobre intencje są o cztery lata spóźnione.
Hinata nie polemizowała z tym. Ona sama nie miała na tyle tupetu, żeby powiedzieć matce wprost, iż straconego czasu nic nie zrekompensuje – ale też wyglądało na to, że nie będzie musiała, bo po pierwszym spontanicznym pragnieniu zacieśniania kontaktów, Hyori niespecjalnie interesowała się jej życiem. Hinata już nad tym nie ubolewała. Dość szybko zorientowała się, że podobnie jak Ino ma matkę, która nie dojrzała do swojej roli, i że musi się z tym pogodzić.

Fu zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym, w taki sposób, jakby czerpała z tej czynności przyjemność – ale jej zadowolona mina wynikała z czegoś innego.
- Jesteś poirytowana – zauważyła. – Tak cię drażni, że tutaj przyszłam?
Karui wzruszyła ramionami. W rzeczywistości była wściekła. Wyglądało na to, że Fu postanowiła przykleić się do Hinaty. W końcu namówiła ją, żeby przyszły na festyn w parku, który z pewnością zupełnie jej nie interesował. Gry na świeżym powietrzu to nie był jej ulubiony sposób na spędzanie czasu.
Najwyraźniej jednak próbowała zapełnić swój terminarz po brzegi, bo wieczorem wybierała się do klubu studenckiego na koncert. Karui żałowała, że Fu nie potrafiła konsekwentnie trzymać się jednej grupy znajomych.
- Raczej zmartwiona. Gdy dowiedziałam się, że zerwałaś z Chikarem, pomyślałam: tym lepiej dla niej. Ale teraz już nie jestem taka pewna. Bije od ciebie frustracja.
Fu skrzywiła się, niezadowolona, ale odpowiedziała zupełnie beztroskim tonem.
- Nieprawda. Przyzwyczajam się do nowej sytuacji: nadmiaru wolnego czasu – skwitowała. – Poza tym, uwalnianie się od toksycznych relacji to proces. Nie wszystko naraz.
Karui uniosła brwi.
- Więc nie wahasz się nazwać tej relacji toksyczną. To postęp – zauważyła, zapominając o gniewie.
Od dawna uważała, że Fu powinna sobie dać spokój z wieloletnim chłopakiem. Im więcej czasu mijało, tym bardziej było widać, że był typem leniwego pasożyta. Nie był w stanie się dłużej utrzymać ani w szkole ani w pracy i Karui była przekonana, że skończyłoby się na tym, że Fu by go utrzymywała – może zresztą liczył na miliony, które dziewczyna miała odziedziczyć po babci.
Fu jednak długo nie dawała sobie niczego wytłumaczyć – mówiła, że jej luby jest „antysystemowy”. Poznali się podczas demonstracji antyglobalistów, która zresztą skończyła się zamieszkami z policją. Jedynym, co zdaniem Karui Fu miała z tego związku, były silne emocje i problemy z prawem. Ostatnio jednak musiała trochę przystopować i sprawiać wrażenie, jakby poważnie myślała o życiu – czego częścią były zaręczyny na pokaz – bowiem jej ojciec zaczął szukać prawnej drogi, żeby odciąć ją od zapisanego przez babcię majątku. Do czasu osiągnięcia pełnoletniości musiała udawać grzeczną.
Inna rzecz, że chyba już była zmęczona wojującym antyglobalizmem, lub po prostu dostrzegła korzyści z podporządkowania się wymogom społecznym, przynajmniej powierzchownie.
- Nawet bym nie pomyślała, że studia mogą tak zmienić człowieka – skonstatowała Karui.
- Poszerzają horyzonty. Powiem więcej, na uczelni nie masz takiego represyjnego systemu jak w szkole, nie tępią samodzielnego myślenia – zauważyła Fu.
- To znaczy, że zamierzasz je skończyć? – spytała Karui. Miała wrażenie, że studia były kolejnym elementem gierki prowadzonej z rodzicami, by ostudzić ich zapał do podważania testamentu.
- Jak najbardziej – powiedziała Fu. – Szkoda byłoby zaprzepaścić, skoro się już dostałam.
Karui uśmiechnęła się kpiąco. To, co powiedziała, miało zabrzmieć nieco złośliwie, ale było prawdziwym spostrzeżeniem.
- Wiedziałam, że uwolnienie się od tego nihilisty dobrze ci zrobi – podsumowała.
Szkoda byłoby, gdyby Fu przerwała naukę, bo – choć nie wskazywał na to ani jej sposób wysławiania się ani sposób bycia – była piekielnie inteligentna. I miała świetną pamięć, skutkiem czego nie musiała dużo pracować, by dostać się na dobre studia.
Fu pokręciła głową z niezdecydowaną miną, jakby zastanawiała się, czy jej przytaknąć czy zaprzeczyć.
- Niefortunna gra słów. Dobrze teraz muszę sobie robić sama.
Karui przewróciła oczami, nie pierwszy raz zbita z tropu jej infantylnymi uwagami.
- A ten twój koleżka, Yagura, nie sprawdza się? – zapytała, chociaż nie była pewna, czy chce ciągnąć temat.
- To nie jest taka znajomość – odpowiedziała Fu przekornym tonem. – Znamy się od piaskownicy, to byłoby jak kazirodztwo. Poza tym, moja droga, otworzyły się przede mną nowe możliwości. Wiesz, co ostatnio zauważyłam? Że faceci nie dzielą się na odpowiedzialnych i nudnych z jednej strony, i nonkonformistów z drugiej. Na uczelni to bardzo dobrze widać. Tylko nie tak łatwo kogoś wyhaczyć, bo dziewczyny ich pilnują.
Karui powstrzymała się przed ujawnieniem irytacji. Nie było dla niej zaskoczeniem, że koleżanka ostrzy sobie na kogoś pazurki, ani to, że chłopak jest zajęty – dla Fu mało co było tak pociągające jak rywalizacja.
Ale to wzbudziło jej czujność, tym bardziej, że dziewczyna powędrowała wzrokiem w kierunku stolika piknikowego, przy którym siedziały Tenten, Ino i Hinata, rozprawiając o czymś z ożywieniem. Karui starała się dzisiaj schodzić im z drogi, i trzymać z dala od nich Fu.
- Poszerz obszar polowania – zaproponowała. – Wyrywanie chłopaków koleżankom świadczy o braku klasy. – Pożałowała tych słów niemal w momencie, w którym je wypowiadała: brzmiały jak coś, co mogłaby powiedzieć Ino.
- Wiem – odparła Fu. – I, wierz mi, są chwile gdy żałuję, że mam jakieś zasady. Bo chłopak Hinaty wygląda tak, że… - Zamilkła, jakby nagle zdała sobie sprawę, że palnęła głupotę. Było to dla niej bardzo nietypowe – głupie rzeczy mówiła często, ale zwykle trudno było się dopatrzyć u niej śladu żalu lub refleksji.
- Chłopak Hinaty – powtórzyła Karui.
Nie mogła mówić poważnie. Jeśli mówiła oznaczało to, że ona niepotrzebnie się męczy od wielu tygodni, bawiąc się w dyskrecję.
- Nie zdradź się, że coś ci powiedziałam. To tajemnica – odezwała się Fu błagalnym tonem.
Sprawiała wrażenie, jakby jej na tym zależało – i Karui pewnie czerpałaby jakąś satysfakcję z sytuacji, gdy to ona powiedziała jej za dużo. Najczęściej było odwrotnie. Ale teraz myśli Karui były skupione na czymś innym.
- Serio ma chłopaka? – drążyła temat.
Fu uśmiechnęła się wymownie.
- Cóż, ona tak tego nie nazywa. Ale z kolegą by się tak często nie umawiała. I powiem ci – uzupełniła konspiracyjnym tonem – że los jest niesprawiedliwy. On ma jakoś lekko powyżej dwudziestki, tatuaże i jeździ Harley’em. Szarpałabym jak burek surowe mięso. Gdyby nie to, że lubię Hinatę – zreflektowała się pod koniec wypowiedzi.
Karui była raczej rozczarowana. Fu musiała dopatrywać się czegoś, czego nie było – trudno jej było wyobrazić sobie Hinatę z takim chłopakiem. Motocykl, może jeszcze jakoś by przeszedł, ale tatuaże, jakby należał do grupy przestępczej? Jej rozmówczynię ewidentnie poniosła wyobraźnia.
- Wszystko jedno – powiedziała. – Nie zapominaj, że tam siedzą moje koleżanki. Nie wkładaj ręki w mrowisko.
Fu uniosła brwi.
- Która jest twoją koleżanką, Tenten czy Ino? Tenten nawet cię nie zauważa. A Ino… Cóż, konsekwentnie cię tępi, i tak właściwie za co? Nie chciałabyś jej utrzeć nosa?
Karui potrząsnęła głową.
- Nie.
- Szkoda – kontynuowała Fu, niezrażona. – Bo moim zdaniem mogłaby sobie już dać spokój z okazywaniem antypatii, jakbyś zrobiła coś, co jest warte wiecznej urazy. To płytkie.
Karui przygryzła ze zdenerwowania wargi.
- Fu, tak naprawdę nie wiesz, co zrobiłam. Więc wstrzymaj się z ocenami.
- I okaż wyrozumiałość? – odparła dziewczyna kpiąco.
Karui miała ochotę nią potrząsnąć. Nie była w stanie odgadnąć, co Fu ma w głowie – chyba nikt nie był – ale z dwojga złego wolałaby, żeby dziewczyna wzięła się za Nejiego, niezależnie od tego, czy były jakieś szanse na powodzenie takiego przedsięwzięcia. Złość czy rozżalenie Tenten można było udźwignąć. Ino potrafiła być mściwa.
Z kolei Fu lubiła wywoływać zamieszanie. Ale miała też silne poczucie sprawiedliwości. Karui popełniła duży błąd, opowiadając jej o swoim poczuciu krzywdy, kiedy Ino próbowała jej pokazać, że jest niepożądana w tym towarzystwie.
- Przespałam się z nim, kiedy byli razem – powiedziała. Wypowiedziane na głos, brzmiało to o wiele gorzej niż w jej głowie. Przede wszystkim, chcąc osiągnąć zamierzony efekt, podkreśliła to, czego nie lubiła przyznawać: że Shikamaru miał wtedy dziewczynę. Przynajmniej w teorii. W opinii Karui on i Ino nigdy tak naprawdę nie byli parą, i uchwyciła się tej myśli, żeby jakoś utrzymać dobre zdanie o sobie – kiedy już zaczęła dostrzegać, że liczy się coś więcej niż tylko jej własne emocje.
Spodziewała się, że Fu będzie zszokowana i zdegustowana, ale trudno było wywnioskować, czy to nią wstrząsnęło.
- Miałaś czternaście lat i uwiodłaś chłopaka koleżanki? – odezwała się, wyraźnie zaskoczona. – Nie myślałam, że już wtedy to w sobie miałaś.
Karui zacisnęła ze złością szczękę. Spodziewała się innej reakcji.
- Co? – zapytała, choć nie była przekonana, czy chciałaby usłyszeć odpowiedź.
Zadatki na zdzirę? Słabe zasady moralne?
- Ogień – odparła Fu z satysfakcją. – Wyluzuj, mon ami. Czy jestem od tego, żeby ciebie oceniać? Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień.

.......................................................
Lepiej nie składać czczych obietnic. Chciałabym opublikować ósemkę za dwa tygodnie. Zobaczymy, czy mi się to uda ;)

5 komentarzy:

  1. Rozpieszczasz, ale ostudzę swoje nadzieje. Choć nie ukrywam, że obietnica rozdziału za dwa tygodnie jest nad wyraz kusząca :D

    Nadal zastanawiam się, w jaki sposób Ino i Gaara rozwiążą ten impas. Nie jestem w stanie jednoznacznie określić moich przemyśleń. Wydaje mi się, że Ino za bardzo pokazywała w poprzednich seriach (o ile dobrze pamiętam) swoją niezależność i dorosłość, co Gaara mógł opacznie zrozumieć, a teraz oboje nie są w stanie dostosować swoich oczekiwań. Zresztą... nadal nie wiem, jakie oczekiwania ma Ino :P

    Podobały mi się te subtelne nawiązania do bestii, w którą Gaara miałby się zamieniać w stałych cyklach :D Seksualny demon xD

    Wątek Hinaty jest chyba najbardziej tajemniczy i zastanawiam się, co Fuu tak naprawdę kombinuje ;) Liczę, że za dwa tygodnie pojawi się więcej elementów układanki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda niczego nie obiecywałaś, ale tak trochę tu smutno bez ósmego rozdziału ;)

      Usuń
    2. Nie no, szczerze mówiąc obiecywałam. Zaczęłam dzisiaj pisać, może zarwę nockę (wczoraj pierwszy raz od dwóch tygodni się wyspałam, więc mogę sobie pozwolić). Muszę wreszcie coś nowego opublikować ;)

      Usuń
    3. Nadal nie pozwalam sobie na nadzieję, ale trzymam kciuki :)

      Usuń
  2. Mmmm, wyczuwam dobre pismo.

    Ach, Gaara, Gaara, Gaara. Gdybym Cię nie rozumiała, to pewnie byłabym po stronie Ino, ale cóż zrobić z tym, że mężczyźni są tacy niecierpliwi. Natura ich takimi stworzyła. To jak ADHD w Percym Jacksonie.

    Sytuacja Hinaty jest dla mnie zaskakująca. Zawsze widziałam ją z Naruto, z drugiej strony oczekuję po niej jakiegoś mega buntu. Sama nie wiem czego chcę.

    Karui i Fu to te postaci, które zawsze wywołują w mojej głowie obraz niecnego zacierania rąk XD

    Będziemy pilnować, żeby za te dwa tygodnie wpadła ósemka. Będę Ci spamić na Facebooku. ;)

    OdpowiedzUsuń