Chociaż
Gaara nie przepadał za centrami handlowymi, praca w sklepie mu odpowiadała – po
pierwsze dlatego, że do salonu z elektroniką zwykle przychodzili ludzie nastawieni
na konkrety, po drugie: w tym miejscu było na tyle drogo, że nie przewalały się
przez niego tabuny klientów. Pozostawało wiele czasu na czytanie i dzięki temu
w klasie maturalnej mógł wykorzystać maksimum czasu na naukę. Uczelnia nie
wymagała wielogodzinnego siedzenia nad książkami, co pozostawiało sporo swobody.
Dlatego
kiedy dostał smsa z zapytaniem, czy pojawi się tego wieczoru na koncercie, nie
musiał się długo zastanawiać, mimo jutrzejszego kolokwium. Nie mając przy sobie
podręcznika musiał poszukać materiałów w internecie, ale zanim cokolwiek
sensownego znalazł, zadzwonił telefon.
Widząc
na wyświetlaczu zdjęcie Ino – które niedawno zmienił, choć upierała się, by
zostawił przy jej kontakcie fotografię, na której przytulała kota – był nieco
zaskoczony. Spodziewał się, że skoro po wymianie kilku wiadomości do niego nie
zadzwoniła, postawiła sobie za punkt honoru tego nie zrobić. Zakładał, że
wstrzyma się przynajmniej do wieczora. Tknęła go nieprzyjemna myśl, że skoro
dzwoni teraz, być może siedzi sama w domu, choć normalnie w weekendy koleżanki
próbowały ją gdzieś wyciągnąć. Teraz miałyby okazję.
Naciskając
zielony przycisk zastanawiał się, jak powinien z nią rozmawiać, żeby nie
poczuła się urażona. Ino nie czekała, aż się pierwszy odezwie.
-
W skali jeden do dziesięć, jak bardzo jesteś na mnie zły? – zapytała. Wydawała
się przygaszona, przez co Gaara pożałował, że nie zadzwonił do niej wcześniej.
-
Nie jestem na ciebie zły – odpowiedział.
-
Jakoś mi się nie chce w to wierzyć.
-
A powinnaś. – Zawahał się, ponieważ nie chciał rozwijać tematu. Nie lubił z nią
rozmawiać za pośrednictwem urządzeń elektronicznych, bo nie potrafił wtedy
ocenić, czy mówiła to, co rzeczywiście myśli. Dodatkowo, to nie była rozmowa na
telefon. – Nie jestem zły o to, że obcesowo wskazałaś mi drzwi.
-
A jednak jesteś. – Niemal weszła mu w
słowo, a w jej głosie brzmiało rozczarowanie.
-
Pozwól mi skończyć, Ino. Nie jestem zły. Jestem odrobinę zniecierpliwiony, bo
mam wrażenie jakbyś w ogóle mi nie ufała.
Dziewczyna
żachnęła się i z łatwością mógł sobie wyobrazić wyraz jej twarzy – złościła się
i jednocześnie oburzała, zawsze, kiedy powiedział coś, co jej nie pasowało, i
co automatycznie odrzucała jeszcze przed wysłuchaniem argumentów.
Jednak
choć zazwyczaj w takich sytuacjach zasypywała go potokiem słów, tym razem
odezwała się dopiero po chwili, jakby musiała się przemóc, żeby wydobyć z
siebie dźwięk.
-
To nie jest tak, że ci nie ufam. Nie chcę… Nie jestem gotowa.
Dlatego
właśnie nienawidził rozmawiać z nią w sposób zapośredniczony. W innych okolicznościach
mógłby ją zapytać, na co konkretnie nie jest gotowa. Na odległość drążenie
tematu nie miało najmniejszego sensu.
-
Dlatego mówię, że nie masz do mnie zaufania. Zamiast powiedzieć to wczoraj,
komunikujesz teraz, przez telefon – zauważył.
Ino
zastanawiała się przez chwilę. Nie odpowiedziała na – niewyartykułowany, ale
chyba jasny – zarzut, za to pośrednio zmieniła temat.
-
Zadzwoniłam, żeby zapytać, czy się dzisiaj zobaczymy – wyjaśniła.
Gaarze
ta propozycja nie pasowała, w pewnym stopniu z tego powodu, że miał plany na
wieczór, ale w większym – dlatego, że Ino ewidentnie próbowała wziąć go pod
włos. Gdyby uległ jej prośbie uznałaby, że sprawa jest załatwiona.
-
Pracuję dzisiaj dwanaście godzin. Chcesz mnie wpuścić do domu po dwudziestej
drugiej, wbrew zakazom twojej mamy?
Złośliwość
nie była planowana, ale nie potrafił się ugryźć w język. Gaara był przekonany,
że „godzina policyjna” została przez Ino wymyślona tylko dla niego i do tego
całkiem niedawno. Kiedyś sama zaproponowała, żeby nie wracał po nocy do domu,
gdy zasiedzieli się do późna – ale było to kiedy spotykali się koleżeńsko. Kiedy sprawy rozwinęły się w innym
kierunku, Ino postanowiła przestrzegać zapomnianych zasad, zupełnie jakby
sądziła, że w nocy obudziłaby się w nim dzika bestia. Ale jego instynkty nie
miały nic wspólnego z porą dnia ani fazą księżyca, za to całkiem sporo z tym,
jak szybko - lub jak późno –
przypominała sobie, że nawet jeśli coś jej się podobało, nie powinna.
Przerywała
zawsze wtedy, kiedy dopiero zaczynało się robić ciekawie, a to w pewnym
momencie zaczęło go frustrować. Zatrzymali się na etapie dotykania się przez
ubranie. Spodziewał się, że Ino postawi granice, do których nie był
przyzwyczajony, ale nie sądził, że będą one tak płytkie i trudne do skruszenia.
Teraz
jednak uważał, że wystarczy lizania cukierka przez papierek i przyszedł czas na
negocjacje, których nie zamierzał łatwo odpuścić, mając w perspektywie mało
atrakcyjne alternatywy. W filmikach porno i samozaspokajaniu się było coś
upokarzającego.
–
Muszę wracać do pracy, napiszę do ciebie wieczorem – obiecał.
-
Jeśli zatęsknisz, możesz napisać wcześniej – odpowiedziała. – Lofciam.
-
Nie zaczynaj, Ino.
-
Dopiero się rozkręcam. Zasypię cię w tym tygodniu niespotykaną dotąd liczbą
emotek, które powinny wzruszyć twoje nieczułe serce – powiedziała tonem, który
jednoznacznie wskazywał, że próbowała go zmanipulować. To było do przewidzenia,
ale nawet go nie złościło. Był bardziej cierpliwy od niej i mógł poświęcić
kilka dni, po których będzie bardziej skłonna do ustępstw.
-
Prędzej wypalą mi oczy – skomentował. – Wyłączę telefon.
- Tym
lepiej. Kiedyś musisz go włączyć, siła rażenia setki różowych serduszek będzie
większa. - Zawahała się, po czym dodała: - Jeszcze zatęsknisz.
-
Już tęsknię.
-
Ale nie przyjdziesz dzisiaj?
-
Nie. Wyjdź z domu, nie siedź cały dzień sama. – Nie mógł się powstrzymać przed
tą sugestią, chociaż w tej samej chwili jej pożałował. Ino potrafiła rozegrać
na swoją korzyść sytuacje, kiedy okazywał jej troskę.
-
Nie jestem w domu. Wyszliśmy z Sakurą i Shikamaru na festyn. Jest strasznie –
powiedziała zmęczonym głosem.
-
Dlaczego?
-
Sakura rozstała się z Sasuke. Albo tak jej się wydaje. Zachowuje się, jakby
prowadziła nabór do klubu szalonych singielek.
Gaara
nie wiedział, jak skomentować rozczarowanie Sakury. Z tego, co opowiadała Ino,
zanosiło się na to od dawna.
-
Jak jej idzie? – zapytał.
- Jeszcze
nie wiem – odpowiedziała Ino, jakby się zastanawiała. - Przekonasz się po częstotliwości wysyłania serduszek.
Hinata
oddaliła się od centrum wydarzeń – występu ulicznej formacji breakdance’u – i
kupiła sobie watę cukrową. Minęło zaledwie kilka chwil, gdy do stolika pod
obsypanym białymi kwiatami drzewem przysiadła się Ino.
-
Wygląda, jakbyś uciekała od towarzystwa – zauważyła. Postawiła na blacie przed
sobą szklankę z lemoniadą.
-
Wygląda, jakbyś robiła to samo.
Ino
przechyliła głowę lekko w bok, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
-
Ale to nie ja przyszłam niemal na koniec imprezy – zauważyła przytomnie. – A
poza tym unikasz koleżanek, które sama przyprowadziłaś.
Hinata
zafrasowała się.
-
Jesteś zła? – spytała.
Musiała
zaprosić Fu – właściwie to ona się niejako wprosiła i namówiła też Hinatę, żeby
przyszła do parku, jak tylko dowiedziała się o planowanym spotkaniu. Dobrze
wiedziała, że pokusa wyrwania się na pół dnia z domu i wykorzystania festynu
jako alibi zwycięży. Hinata nie spodziewała się, że Fu zaprosi też Karui. W
efekcie wyszło tak, jakby nie powiedziała koleżance, gdzie się wybiera,
ponieważ nie chciała się z nią widzieć – w każdym razie Karui dopatrywała się w
tym jakiegoś drugiego dna. W rzeczywistości Hinata nie zastanawiała się nad
tym, kto będzie na festynie, bo zamierzała tam wpaść tylko na chwilę, żeby się
pokazać. Pech chciał, że trafiła na wyjątkowo zły humor Sakury, która zaczęła
ją nagabywać w sprawie imprezy po planowanym meczu bejsbolu.
Sakura
potrafiła być uparta i nie przyjmowała do wiadomości, że Hinata nie chce się
umówić z Naruto – tak po prostu, bez żadnych ukrytych powodów. Sakura zachowywała
się wręcz, jakby postawiła sobie za cel ponowne wyswatanie przyjaciela. Hinata
miała wrażenie, że jasne postawienie sprawy sprawiłoby jej przykrość. Liczyła,
że Naruto zrobi to za nią. Łatwo było się domyślić, że kogoś ma - ona miała
nawet podejrzenia, z kim się spotykał, ale pomyślała, że sam powinien
konfrontować się z Sakurą i jej fałszywymi wyobrażeniami.
Za
to dzisiaj pojawił się jeszcze jeden kłopot, bo Ino nie wyglądała na zachwyconą
widokiem Fu. Hinata domyśliła się, że coś jej umknęło. I że może się przez to
znaleźć w głupiej sytuacji. Fu nie kryła, że chętnie zakręci się w tym
towarzystwie.
-
Nie. Dzisiejszy dzień jest po prostu… pokręcony – stwierdziła Ino. – Powiedz od
razu, jeśli to nie moja sprawa, ale czy doszło do jakiegoś konfliktu z Kibą?
Prawie go nie widuję.
Słowa
„prawie go z tobą nie widuję” zawisły
niedopowiedziane w powietrzu. Kiba ostatnio rzeczywiście jej unikał. Hinata z
jednej strony żałowała, że najwyraźniej się obraził, ale z drugiej odetchnęła z
ulgą.
-
Znowu dałaś mu kosza? – zapytała Ino, widząc, że jej pytanie nie spotkało się z
niechętną reakcją.
-
Nie mogę dać mu kosza. Jest moim przyjacielem – odpowiedziała Hinata. Była nawet
zadowolona, że koleżanka zaczęła ten temat, bo miała ochotę z kimś porozmawiać.
Czuła się winna, zupełnie jakby zrobiła Kibie nadzieję, a jednocześnie uważała,
że od początku postawiła sprawę jasno. - Wydaje mi się, że wreszcie zrozumiał
to, co powiedziałam kilka miesięcy temu.
Ino
wyglądała na zmartwioną.
-
Tak się czasami kończą przyjaźnie – zauważyła.
Hinata
pokręciła przecząco głową. Miała nadzieję, że tak nie będzie.
-
Myślę, że Kiba potrzebuje trochę czasu, żeby zrozumieć swoją pomyłkę. – Widząc
nieco zdezorientowaną minę rozmówczyni, dodała: - Pozna dziewczynę, która
wzbudzi w nim prawdziwe emocje, i wtedy… zrozumie. – Miała nadzieję, że nie
jest to tylko jej pobożne życzenie.
Ino
przyglądała jej się przez chwilę, jakby się wahała.
-
Ty kogoś takiego poznałaś? – Hinata zdawała sobie sprawę, że na jej twarzy
musiało odmalować się zszokowanie, gdyż Ino szybko dodała: - Łatwo zauważyć, że
Naruto to już pieśń przeszłości. Zastanawiam się tylko, czy wiesz, co robisz.
Hinata
westchnęła.
-
Nie mów mi tylko, że uważasz jak Sakura, że ja i Naruto jesteśmy sobie pisani.
Ino
potrząsnęła głową. Nie zamierzała niczego takiego mówić. Nie zamierzała też
zdradzić Hinacie, że to Shikamaru zwrócił jej uwagę – kiedy złościła się na
fakt krążenia Fu po niewłaściwej orbicie – na dość oczywiste wnioski płynące ze
sporadycznego, acz konsekwentnego pojawiania się Hinaty na spotkaniach
towarzyskich. Jakby bardziej zależało jej na byciu widzianą niż na rzeczywistej
obecności.
-
Nie o to mi chodzi. Ja miałam kiedyś złamane serce, a przynajmniej tak mi się
wydawało. To jest taki moment, kiedy się robi głupie, czasami bardzo głupie
rzeczy. Nie stosuj sobie jako okładu na rany chłopaka, którego nie możesz
przedstawić przyjaciołom, albo który, co gorsza, nie chce się pokazywać w twoim
otoczeniu.
Hinata
czuła się bardzo niepewnie pod jej uważnym spojrzeniem.
-
Tak to wygląda? – zapytała. Nie zdawała sobie z tego sprawy.
Ino
pokiwała głową.
-
Trochę tak.
Hinata
wzięła głęboki wdech. Nie chciała zbywać Ino, zresztą teraz nawet już nie mogła
tego zrobić, bo koleżanka potrafiła być dociekliwa.
-
Po pierwsze, to wcale nie jest związek.
Ino
przymrużyła powieki, jakby usłyszała coś, czego się mogła spodziewać – ale
biorąc pod uwagę najgorszą możliwość.
-
W sensie, nie wiem co z tego będzie, po prostu spotykamy się, bo mamy wspólne
zainteresowania – wyjaśniła Hinata szybko. – Ale wiesz, jakiego mam wuja.
Dostanę areszt domowy do dwudziestki. Jeśli Neji się wygada. A on nie kłamie,
to kwestia honoru.
Ino
w pierwszej chwili skinęła głową ze zrozumieniem, ale potem odezwała się, jakby
zaciekawiona:
-
Nie pomyślałaś nigdy, żeby się zbuntować? Rozumiem, twój wuj ma despotyczny
charakter, a Neji chyba się świetnie czuje w roli strażnika. – Była to
nieprawda, ale Ino raczej nie mogła o tym wiedzieć. - Ale jesteś praktycznie
dorosła. I tak naprawdę mogłabyś się wyprowadzić.
-
Do mamy? – zapytała Hinata bez zastanowienia.
Ino
skrzywiła się, jakby zdała sobie sprawę z popełnionej gafy. To ona sama
skomentowała jakiś czas temu – z typową dla siebie tendencją do wygłaszania nie
zawsze taktownych komentarzy - że Hyori najwyraźniej całkiem zrezygnowała z
pomysłu oferowania jeszcze kiedyś wspólnego zamieszkania Hinacie, skoro zaczęła
mówić o powiększeniu rodziny. Hinata nie mogła nie dostrzec w tym racji – jej
matka, nawet jeśli mówiła inaczej, raczej nie zamierzała urządzać domu i
mieszkać z obiema córkami. Całkiem poważnie myślała o kolejnym dziecku. Hinata
z początku myślała, że Ino się wścieknie, ale ona tylko skomentowała, że będzie
bardzo dziwacznie mieć wspólne rodzeństwo. Hanabi zareagowała o wiele gorzej, a
Hinata nie bardzo wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Ale nie zmartwiła się
za bardzo, ponieważ - podobnie jak Ino - nie pałała chęcią wprowadzenia się do
domu matki i jej męża w Kioto.
-
No, tak. Ale i tak nie musisz chodzić na sznurku twojego wuja. Myślę, że jeśli
w tym domu nie szanuje się tego, że
jesteś odrębnym człowiekiem i możesz
o sobie decydować, powinnaś się wyprowadzić.
Ino
nie była pierwszą osobą, która to sugerowała. Hinata jednak nie czuła się na
siłach, by rozpoczynać wojnę. Nie chciała też nikomu sprawiać przykrości. Miała
zamiar dostać się na uczelnię artystyczną, zamieszkać na stancji – i w ten
sposób rozwiązać problem, bezboleśnie dla wszystkich. Musiała tylko zacisnąć
zęby i wytrzymać rok. To było jednocześnie i dużo, i mało.
-
Akurat ty powinnaś wiedzieć, że trudno wybrnąć z takiej sytuacji, nawet jeśli
się nie ma opiekuna-despoty. Nie chcę ci przypominać, jak zachował się twój
ojciec. A ja nie mam argumentu, że zmienianie szkoły w ostatniej klasie może
poskutkować gorszymi wynikami egzaminów.
Hinata
uważała swojego ojczyma – pana Yamanakę – za nietypowo wyluzowanego dorosłego.
Mimo, że słabo go znała, wyrobiła sobie pewną opinię na jego temat i była
zaskoczona jego reakcją, kiedy w wakacje Hanabi wygadała się, że Ino ma
starszego chłopaka. To, że o rok starszego, zdawało się tutaj być całkowicie
bez znaczenia. Pan Yamanaka praktycznie z dnia na dzień podjął decyzję, że Ino
ma się wprowadzić do jego domu w Kioto.
-
Ale ja wcale nie użyłam argumentu egzaminów – odpowiedziała Ino, sprawiając
wrażenie zaskoczonej tym pomysłem. – Myślisz, że to byłoby skuteczne skoro mój
ojciec ma w głowie scenariusz, w którym zaciążę i wcale nie skończę szkoły?
-
Wcale nie… - Obruszyła się Hinata.
-
Wierz mi, taki jest według niego rozwój wydarzeń. Albo nawet gorszy.
-
Jeśli tak, to jak go przekonałaś?
Blondynka wzruszyła ramionami. Wydawała się poirytowana. Hinaty to nie dziwiło –
ostatnio relacje Ino z ojcem były napięte, dogadywała się z nim gorzej niż z
matką.
-
Nie przekonywałam. Powiedziałam, że jego obawy są wydumane, bo już dawno bym
wpadła, gdybym nie wiedziała, jak się zabezpieczać.
Hinata
w pierwszej chwili pomyślała, że to żart, ale ton Ino na to nie wskazywał.
Ciężko było sobie wyobrazić minę jej ojca.
-
To trochę… brutalne – zauważyła.
-
Tak, ale mój ojciec nie urodził się wczoraj. Nie uwierzyłby, że będę grzeczna,
nawet gdybym podłączona do wykrywacza kłamstw przyrzekła, że zaczekam do ślubu
– stwierdziła Ino. Oczywiście, Hinata nie to miała na myśli, i Ino o tym
wiedziała. Dodała: - Nie chodzi o to, że chcę iść na wojnę z rodzicami albo że
mam do nich żal po grób. I tak wiedzą, że jest za późno, żeby mnie wychowywać. To,
że mój ojciec nagle się poczuwa do roli, bo Hyori wyjechała z Hanabi na pół
roku do Stanów i nic go bardziej nie absorbuje, nie znaczy, że będzie mi
ustawiać życie. Jego dobre intencje są o cztery lata spóźnione.
Hinata
nie polemizowała z tym. Ona sama nie miała na tyle tupetu, żeby powiedzieć
matce wprost, iż straconego czasu nic nie zrekompensuje – ale też wyglądało na
to, że nie będzie musiała, bo po pierwszym spontanicznym pragnieniu
zacieśniania kontaktów, Hyori niespecjalnie interesowała się jej życiem. Hinata
już nad tym nie ubolewała. Dość szybko zorientowała się, że podobnie jak Ino ma
matkę, która nie dojrzała do swojej roli, i że musi się z tym pogodzić.
Fu
zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym, w taki sposób, jakby czerpała z tej
czynności przyjemność – ale jej zadowolona mina wynikała z czegoś innego.
-
Jesteś poirytowana – zauważyła. – Tak cię drażni, że tutaj przyszłam?
Karui
wzruszyła ramionami. W rzeczywistości była wściekła. Wyglądało na to, że Fu
postanowiła przykleić się do Hinaty. W końcu namówiła ją, żeby przyszły na
festyn w parku, który z pewnością zupełnie jej nie interesował. Gry na świeżym
powietrzu to nie był jej ulubiony sposób na spędzanie czasu.
Najwyraźniej jednak próbowała zapełnić swój terminarz po brzegi, bo wieczorem wybierała się do klubu studenckiego na koncert. Karui żałowała, że Fu nie potrafiła konsekwentnie trzymać się jednej grupy znajomych.
-
Raczej zmartwiona. Gdy dowiedziałam się, że zerwałaś z Chikarem, pomyślałam:
tym lepiej dla niej. Ale teraz już nie jestem taka pewna. Bije od ciebie
frustracja.
Fu
skrzywiła się, niezadowolona, ale odpowiedziała zupełnie beztroskim tonem.
-
Nieprawda. Przyzwyczajam się do nowej sytuacji: nadmiaru wolnego czasu –
skwitowała. – Poza tym, uwalnianie się od toksycznych relacji to proces. Nie
wszystko naraz.
Karui
uniosła brwi.
-
Więc nie wahasz się nazwać tej relacji toksyczną. To postęp – zauważyła,
zapominając o gniewie.
Od
dawna uważała, że Fu powinna sobie dać spokój z wieloletnim chłopakiem. Im
więcej czasu mijało, tym bardziej było widać, że był typem leniwego pasożyta.
Nie był w stanie się dłużej utrzymać ani w szkole ani w pracy i Karui była
przekonana, że skończyłoby się na tym, że Fu by go utrzymywała – może zresztą
liczył na miliony, które dziewczyna miała odziedziczyć po babci.
Fu
jednak długo nie dawała sobie niczego wytłumaczyć – mówiła, że jej luby jest „antysystemowy”.
Poznali się podczas demonstracji antyglobalistów, która zresztą skończyła się
zamieszkami z policją. Jedynym, co zdaniem Karui Fu miała z tego związku, były
silne emocje i problemy z prawem. Ostatnio jednak musiała trochę przystopować i
sprawiać wrażenie, jakby poważnie myślała o życiu – czego częścią były
zaręczyny na pokaz – bowiem jej ojciec zaczął szukać prawnej drogi, żeby odciąć
ją od zapisanego przez babcię majątku. Do czasu osiągnięcia pełnoletniości
musiała udawać grzeczną.
Inna
rzecz, że chyba już była zmęczona wojującym antyglobalizmem, lub po prostu
dostrzegła korzyści z podporządkowania się wymogom społecznym, przynajmniej powierzchownie.
-
Nawet bym nie pomyślała, że studia mogą tak zmienić człowieka – skonstatowała
Karui.
-
Poszerzają horyzonty. Powiem więcej, na uczelni nie masz takiego represyjnego
systemu jak w szkole, nie tępią samodzielnego myślenia – zauważyła Fu.
-
To znaczy, że zamierzasz je skończyć? – spytała Karui. Miała wrażenie, że studia
były kolejnym elementem gierki prowadzonej z rodzicami, by ostudzić ich zapał
do podważania testamentu.
-
Jak najbardziej – powiedziała Fu. – Szkoda byłoby zaprzepaścić, skoro się już
dostałam.
Karui
uśmiechnęła się kpiąco. To, co powiedziała, miało zabrzmieć nieco złośliwie,
ale było prawdziwym spostrzeżeniem.
-
Wiedziałam, że uwolnienie się od tego nihilisty dobrze ci zrobi – podsumowała.
Szkoda
byłoby, gdyby Fu przerwała naukę, bo – choć nie wskazywał na to ani jej sposób
wysławiania się ani sposób bycia – była piekielnie inteligentna. I miała
świetną pamięć, skutkiem czego nie musiała dużo pracować, by dostać się na
dobre studia.
Fu
pokręciła głową z niezdecydowaną miną, jakby zastanawiała się, czy jej
przytaknąć czy zaprzeczyć.
-
Niefortunna gra słów. Dobrze teraz muszę sobie robić sama.
Karui
przewróciła oczami, nie pierwszy raz zbita z tropu jej infantylnymi uwagami.
-
A ten twój koleżka, Yagura, nie sprawdza się? – zapytała, chociaż nie była
pewna, czy chce ciągnąć temat.
-
To nie jest taka znajomość – odpowiedziała Fu przekornym tonem. – Znamy się od
piaskownicy, to byłoby jak kazirodztwo. Poza tym, moja droga, otworzyły się
przede mną nowe możliwości. Wiesz, co ostatnio zauważyłam? Że faceci nie dzielą
się na odpowiedzialnych i nudnych z jednej strony, i nonkonformistów z drugiej.
Na uczelni to bardzo dobrze widać. Tylko nie tak łatwo kogoś wyhaczyć, bo
dziewczyny ich pilnują.
Karui
powstrzymała się przed ujawnieniem irytacji. Nie było dla niej zaskoczeniem, że
koleżanka ostrzy sobie na kogoś pazurki, ani to, że chłopak jest zajęty – dla
Fu mało co było tak pociągające jak rywalizacja.
Ale
to wzbudziło jej czujność, tym bardziej, że dziewczyna powędrowała wzrokiem w
kierunku stolika piknikowego, przy którym siedziały Tenten, Ino i Hinata, rozprawiając
o czymś z ożywieniem. Karui starała się dzisiaj schodzić im z drogi, i trzymać
z dala od nich Fu.
-
Poszerz obszar polowania – zaproponowała. – Wyrywanie chłopaków koleżankom
świadczy o braku klasy. – Pożałowała tych słów niemal w momencie, w którym je
wypowiadała: brzmiały jak coś, co mogłaby powiedzieć Ino.
-
Wiem – odparła Fu. – I, wierz mi, są chwile gdy żałuję, że mam jakieś zasady.
Bo chłopak Hinaty wygląda tak, że… - Zamilkła, jakby nagle zdała sobie sprawę,
że palnęła głupotę. Było to dla niej bardzo nietypowe – głupie rzeczy mówiła
często, ale zwykle trudno było się dopatrzyć u niej śladu żalu lub refleksji.
-
Chłopak Hinaty – powtórzyła Karui.
Nie
mogła mówić poważnie. Jeśli mówiła oznaczało to, że ona niepotrzebnie się męczy
od wielu tygodni, bawiąc się w dyskrecję.
-
Nie zdradź się, że coś ci powiedziałam. To tajemnica – odezwała się Fu
błagalnym tonem.
Sprawiała
wrażenie, jakby jej na tym zależało – i Karui pewnie czerpałaby jakąś
satysfakcję z sytuacji, gdy to ona powiedziała jej za dużo. Najczęściej było
odwrotnie. Ale teraz myśli Karui były skupione na czymś innym.
-
Serio ma chłopaka? – drążyła temat.
Fu
uśmiechnęła się wymownie.
-
Cóż, ona tak tego nie nazywa. Ale z kolegą by się tak często nie umawiała. I
powiem ci – uzupełniła konspiracyjnym tonem – że los jest niesprawiedliwy. On
ma jakoś lekko powyżej dwudziestki, tatuaże i jeździ Harley’em. Szarpałabym
jak burek surowe mięso. Gdyby nie to, że lubię Hinatę – zreflektowała się pod
koniec wypowiedzi.
Karui
była raczej rozczarowana. Fu musiała dopatrywać się czegoś, czego nie było –
trudno jej było wyobrazić sobie Hinatę z takim chłopakiem. Motocykl, może
jeszcze jakoś by przeszedł, ale tatuaże, jakby należał do grupy przestępczej?
Jej rozmówczynię ewidentnie poniosła wyobraźnia.
-
Wszystko jedno – powiedziała. – Nie zapominaj, że tam siedzą moje koleżanki.
Nie wkładaj ręki w mrowisko.
Fu
uniosła brwi.
-
Która jest twoją koleżanką, Tenten czy Ino? Tenten nawet cię nie zauważa. A
Ino… Cóż, konsekwentnie cię tępi, i tak właściwie za co? Nie chciałabyś jej
utrzeć nosa?
Karui
potrząsnęła głową.
-
Nie.
-
Szkoda – kontynuowała Fu, niezrażona. – Bo moim zdaniem mogłaby sobie już dać
spokój z okazywaniem antypatii, jakbyś zrobiła coś, co jest warte wiecznej
urazy. To płytkie.
Karui
przygryzła ze zdenerwowania wargi.
-
Fu, tak naprawdę nie wiesz, co zrobiłam. Więc wstrzymaj się z ocenami.
-
I okaż wyrozumiałość? – odparła dziewczyna kpiąco.
Karui
miała ochotę nią potrząsnąć. Nie była w stanie odgadnąć, co Fu ma w głowie –
chyba nikt nie był – ale z dwojga złego wolałaby, żeby dziewczyna wzięła się za
Nejiego, niezależnie od tego, czy były jakieś szanse na powodzenie takiego
przedsięwzięcia. Złość czy rozżalenie Tenten można było udźwignąć. Ino
potrafiła być mściwa.
Z
kolei Fu lubiła wywoływać zamieszanie. Ale miała też silne poczucie
sprawiedliwości. Karui popełniła duży błąd, opowiadając jej o swoim poczuciu
krzywdy, kiedy Ino próbowała jej pokazać, że jest niepożądana w tym
towarzystwie.
-
Przespałam się z nim, kiedy byli razem – powiedziała. Wypowiedziane na
głos, brzmiało to o wiele gorzej niż w jej głowie. Przede wszystkim, chcąc
osiągnąć zamierzony efekt, podkreśliła to, czego nie lubiła przyznawać: że
Shikamaru miał wtedy dziewczynę. Przynajmniej w teorii. W opinii Karui on i Ino
nigdy tak naprawdę nie byli parą, i uchwyciła się tej myśli, żeby jakoś
utrzymać dobre zdanie o sobie – kiedy już zaczęła dostrzegać, że liczy się coś
więcej niż tylko jej własne emocje.
Spodziewała
się, że Fu będzie zszokowana i zdegustowana, ale trudno było wywnioskować, czy
to nią wstrząsnęło.
-
Miałaś czternaście lat i uwiodłaś chłopaka koleżanki? – odezwała się, wyraźnie
zaskoczona. – Nie myślałam, że już wtedy to w sobie miałaś.
Karui
zacisnęła ze złością szczękę. Spodziewała się innej reakcji.
-
Co? – zapytała, choć nie była przekonana, czy chciałaby usłyszeć odpowiedź.
Zadatki
na zdzirę? Słabe zasady moralne?
-
Ogień – odparła Fu z satysfakcją. – Wyluzuj, mon ami. Czy jestem od tego, żeby ciebie oceniać? Kto jest bez
winy, niech pierwszy rzuci kamień.
.......................................................
Lepiej nie składać czczych obietnic. Chciałabym opublikować ósemkę za dwa tygodnie. Zobaczymy, czy mi się to uda ;)
.......................................................
Lepiej nie składać czczych obietnic. Chciałabym opublikować ósemkę za dwa tygodnie. Zobaczymy, czy mi się to uda ;)
Rozpieszczasz, ale ostudzę swoje nadzieje. Choć nie ukrywam, że obietnica rozdziału za dwa tygodnie jest nad wyraz kusząca :D
OdpowiedzUsuńNadal zastanawiam się, w jaki sposób Ino i Gaara rozwiążą ten impas. Nie jestem w stanie jednoznacznie określić moich przemyśleń. Wydaje mi się, że Ino za bardzo pokazywała w poprzednich seriach (o ile dobrze pamiętam) swoją niezależność i dorosłość, co Gaara mógł opacznie zrozumieć, a teraz oboje nie są w stanie dostosować swoich oczekiwań. Zresztą... nadal nie wiem, jakie oczekiwania ma Ino :P
Podobały mi się te subtelne nawiązania do bestii, w którą Gaara miałby się zamieniać w stałych cyklach :D Seksualny demon xD
Wątek Hinaty jest chyba najbardziej tajemniczy i zastanawiam się, co Fuu tak naprawdę kombinuje ;) Liczę, że za dwa tygodnie pojawi się więcej elementów układanki.
Co prawda niczego nie obiecywałaś, ale tak trochę tu smutno bez ósmego rozdziału ;)
UsuńNie no, szczerze mówiąc obiecywałam. Zaczęłam dzisiaj pisać, może zarwę nockę (wczoraj pierwszy raz od dwóch tygodni się wyspałam, więc mogę sobie pozwolić). Muszę wreszcie coś nowego opublikować ;)
UsuńNadal nie pozwalam sobie na nadzieję, ale trzymam kciuki :)
UsuńMmmm, wyczuwam dobre pismo.
OdpowiedzUsuńAch, Gaara, Gaara, Gaara. Gdybym Cię nie rozumiała, to pewnie byłabym po stronie Ino, ale cóż zrobić z tym, że mężczyźni są tacy niecierpliwi. Natura ich takimi stworzyła. To jak ADHD w Percym Jacksonie.
Sytuacja Hinaty jest dla mnie zaskakująca. Zawsze widziałam ją z Naruto, z drugiej strony oczekuję po niej jakiegoś mega buntu. Sama nie wiem czego chcę.
Karui i Fu to te postaci, które zawsze wywołują w mojej głowie obraz niecnego zacierania rąk XD
Będziemy pilnować, żeby za te dwa tygodnie wpadła ósemka. Będę Ci spamić na Facebooku. ;)