Ino
sądziła, że tego feralnego dnia już nic złego nie może się wydarzyć, ale
niestety nieszczęścia lubią chodzić parami. Bardzo szybko się o tym przekonała.
Popołudniu
nie miała okazji porozmawiać z Shikamaru, który nie kwapił się, by podejść, a ona
także nie szukała jego towarzystwa. Nie wiedziała, co takiego mogłaby mu
powiedzieć, co złagodziłoby w jakimkolwiek stopniu tę sytuację, do której sama
doprowadziła. Żadne usprawiedliwienie nie okaże się wystarczające, a nie
chciała okłamać. Nie tym razem.
Nie
oznacza to, że zamierzała po prostu biernie przyjąć tę sytuację – tym razem
musi spróbować mu wszystko wyjaśnić, nawet jeśli nie było szans, by przyniosło
to jakiś pozytywny efekt. Postanowiła do niego zadzwonić po powrocie do domu,
kiedy wszystko przemyśli na spokojnie. Nie miała dzisiaj żadnych dodatkowych
zajęć, a ponieważ sytuacja z Sakurą poszła w takim kierunku, nie miała innych
perspektyw na resztę dnia niż siedzieć w domu. Zwykle taki niezapełniony czas
wywoływał w niej frustrację – ale tym razem okazał się błogosławieństwem, bo
będzie potrzebowała sporo czasu, by uporządkować kłębiące się w głowie myśli.
Dzisiejsze
wydarzenia uświadomiły jej, że nikt nie potrafi marnować szans tak jak ona.
Okazało
się jednak, że nie było potrzeby dzwonić gdziekolwiek. Shikamaru stał przed jej
domem. Kiedy go zauważyła, serce podskoczyło jej do gardła. Nie spodziewała się
go tutaj.
Po
co przyszedł?
Nie
zdążyła zastanowić się, co powinna mu powiedzieć, bo on dostrzegł ją pierwszy,
i nim się zorientowała już zmierzał w jej kierunku.
-
Co ty tutaj robisz? – zapytała, nie patrząc mu w oczy.
Czuła
na sobie jego badawczy wzrok.
Odpowiedział
dopiero po dłuższej chwili.
-
Postanowiłem zweryfikować fakty. Dwa lata temu tego nie zrobiłem, więc staram
się nie powielać własnych błędów – oświadczył powoli.
Nie
skomentowała.
-
Oceń, tak mniej więcej, w ilu procentach Sakura skłamała?
Ino
nie była zaskoczona tą zagadką matematyczną, gdyż spodziewała się właśnie
czegoś w tym rodzaju.
-
Sakura jest nieskazitelna. Nigdy nie kłamie – odpowiedziała ponuro.
-
Więc powiedziała prawdę?
Spojrzała
na niego.
-
Pewne rzeczy… Po prostu źle zinterpretowała.
Shikamaru
w charakterystyczny dla siebie sposób ściągnął brwi.
-
Rzeczywiście? Rozmawiasz z nią wierszem, że mogła coś źle zinterpretować?
Ino
przygryzła wargi. Stało się dla niej jasne, że jest mocno podenerwowany, choć
starał się to ukryć.
Potrząsnęła
gwałtownie głową.
-
Znasz mnie. Najpierw mówię, potem się zastanawiam. Po prostu… popełniłam błąd.
-
A jednak naiwnie sądziłem, że jesteś w stanie uczyć się na błędach.
Trudno
było jej znaleźć jakąś ripostę na tak sformułowane stwierdzenie.
-
Jednak w ogóle się nie zmieniłaś - ocenił. W jego ustach brzmiało to jak
najcięższy zarzut.
Ta
rozmowa zmierzała w bardzo niekorzystnym dla niej kierunku.
-
Nie chciałam, żeby tak wyszło – oświadczyła z goryczą. – Po prostu… przyszedł
mi do głowy głupi pomysł. To się nie powtórzy.
-
Jesteś pewna? – zapytał Shikamaru.
Popatrzyła
na niego z wahaniem.
-
Widzisz, zawsze tak jest. Ty popełniasz jakiś błąd, mówisz coś, albo
podejmujesz nieprzemyślaną decyzję. I, chcąc lub nie chcąc, wciągasz w to mnie,
tak jak we wrześniu, kiedy twoja matka do mnie przyszła z pretensjami, że
uciekłaś z domu.
Ino
przygryzła wargi. Może powinna się z tego wytłumaczyć, nie rozmawiali do tej
pory na ten temat.
-
Nie uciekłam. Pojechałam w odwiedziny. Nie mogłam wiedzieć, że moja matka nagle
postanowi wcześniej przyjechać do Tokio. Przecież nie mogę za nią odpowiadać –
dodała z naciskiem.
-
Dobrze by jednak było, gdybyś potrafiła odpowiadać za siebie. Nie masz już
czternastu lat, Ino. A wydaje mi się, że zachowujesz się dokładnie tak samo jak
wtedy.
Nawet
nie próbowała z nim polemizować.
-
Nie chcę już zachowywać się tak samo, więc może… jest to jakaś różnica –
odezwała się niepewnie.
Wiedziała,
że już przegrała te negocjacje. Nie miała żadnych argumentów.
Shikamaru
spojrzał na nią poważnie.
-
Możesz dać mi słowo honoru, że nie zrobisz już nic głupiego?
Speszyła
się tym pytaniem.
-
Mogę obiecać, że się postaram.
-
To za mało.
Też
tak uważała.
Zawiodła
na całej linii, oczywiście. I tym razem sama dla siebie nie znajdowała już
usprawiedliwienia.
-
Cóż, tym razem zróbmy to jak należy – powiedział Shikamaru wyciągając do niej
rękę. – Życzę ci, żebyś w końcu zmądrzała. Ja nie mam już cierpliwości. Jesteś
zdana na siebie.
Uśmiechnęła
się lekko, pomimo całej otoczki tej sytuacji. Może rzeczywiście, tak powinni
byli się rozstać dwa lata temu.
-
I przy okazji, życzę, żebyś pogodziła się z rodzicami – dodał.
Ino
cofnęła dłoń.
-
Żebym się pogodziła, to znaczy, ja mam ich przeprosić? – zapytała mrużąc oczy.
Shikamaru
zawahał się.
-
Korona ci z głowy nie spadnie.
Nie
do wiary. Właśnie w tym momencie mówił jej, że nie chce już mieć z nią nic
wspólnego, i jeszcze ośmiela się udzielać jej rad.
-
Nie powinieneś się wypowiadać w sprawach, o których nie masz pojęcia –
oświadczyła niechętnie.
Shikamaru
przewrócił oczami.
-
To stara śpiewka. Nie możesz powiedzieć czegoś innego?
Prawdopodobnie
starał się ją sprowokować, ale w tej chwili było jej tak smutno, że nawet się
tym nie irytowała.
Wszystko,
co było do powiedzenia, zostało już wypowiedziane. I wystarczyło na to pięć
minut. Poczuła jakiś uścisk w gardle, gdy pomyślała, że tylko tyle mają sobie
teraz do powiedzenia. To wszystko co pozostało z jedynej prawdziwej przyjaźni,
jakiej w życiu doświadczyła.
Nadal
jednak czuła na sobie jego wyczekujące spojrzenie. Musiała coś powiedzieć.
-
Oni po prostu... tak naprawdę nie są moimi rodzicami – oznajmiła
niespodziewanie dla samej siebie. – Są przypadkowymi nośnikami materiału
genetycznego. Do rodzicielstwa potrzeba czegoś więcej.
Sądziła,
że ją wyśmieje, ale nic takiego nie zrobił.
-
Ty powinieneś najlepiej wiedzieć, o czym mówię – oceniła. – Masz świetnych
rodziców.
-
Ale to nie znaczy, że zawsze potrafię się z nimi dogadać.
Dotychczas
stała do niego bokiem, teraz odwróciła się do niego gwałtownie.
-
Tutaj nie chodzi o dogadanie się! – powiedziała wybuchowo. – Chodzi o… mniejsza
z tym.
Nie
chciała o tym mówić, nawet z nim, a kontynuując tę rozmowę coraz bardziej
ryzykowała, że coś jej się wymsknie. Poza tym obawiała się, że w pewnym
momencie straci panowanie nad sobą i pozwoli sobą zawładnąć przemożnemu
pragnieniu przytulenia się do niego.
Wzięła
głęboki oddech.
-
Muszę już iść – powiedziała raźnym tonem. – Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Shikamaru
nie oponował.
-
W porządku.
Patrzyli
na siebie przez chwilę. Widać oczekiwał, że ona jeszcze coś powie – ale nic nie
przychodziło jej do głowy. Co można powiedzieć w takim momencie? „Have a nice
life”?
W
końcu po prostu się odwróciła, nie mówiąc nic.
-
Ino.
Zatrzymała
się.
-
Gdybyś akurat o tym chciała pogadać – musiał to oczywiście podkreślić, żeby nie
odniosła mylnego wrażenia, że ta rozmowa miała ją tylko wystraszyć i wszystko
wraca do normy – wiesz, gdzie mnie znaleźć. Możesz dzwonić o każdej porze dnia
i nocy.
Odwróciła
się do niego.
-
Jasne – powiedziała, chociaż wiedziała, że i tak nie skorzysta z tej porady. W
takiej sytuacji, tak jak z wyrywaniem zębów, lepiej jest zakończyć sprawę od
razu. Dawkowanie bólu wcale nie sprawia, że jest mniejszy.
Teraz
już szybko weszła do domu, wyciągnęła klucze, o dziwo jednak drzwi wejściowe
nie były zamknięte.
Dopiero
teraz oprzytomniała.
Zaabsorbowana
Shikamaru, nie zauważyła zapalonego światła w salonie.
Rzeczywiście
musiała być w amoku, żeby to tak po prostu zlekceważyć.
Kimiko
zwykle nie wracała z delegacji wcześniej, bardziej należało się spodziewać, że
wyjazd się przedłuży. Ale zdarzały się niemiłe niespodzianki, i to w najmniej
odpowiednich momentach.
Ino
postanowiła szybko przemknąć do siebie. Otworzyła drzwi, i prosto z przedpokoju
ruszyła do holu, nawet się nie rozbierając.
-
Ino.
Zatrzymała
się w pół kroku. Została nakryta. Mogła się tego spodziewać, ten dzień i tak
nie mógł być już gorszy.
-
Jak śmiesz chodzić po mojej posadzce w butach?
Ino
wyprostowała się i spojrzała na matkę.
-
Jak śmiesz urywać się z pracy? – przedrzeźniła ją opryskliwie.
Kimiko
wyglądała jak zawsze rewelacyjnie. Ubrana była w dobrze skrojoną garsonkę, a
zafarbowane złotoblond włosy opadały jej na ramiona. Na arogancką odpowiedź
córki zareagowała typowym dla siebie uniesieniem brwi połączonym ze
ściągnięciem warg w cienką linię.
-
Rozbieraj się, i natychmiast do salonu. Mamy kilka spraw do omówienia,
poczynając od twojego skandalicznego zachowania.
Ino
przewróciła oczami.
-
Daruj. To już się robi nudne.
-
Ino, to nie podlega dyskusji.
-
Och, doprawdy?! – odparła dziewczyna cynicznie. – A z kim ty byś chciała
dyskutować? Ja zaraz wychodzę.
Była
top modelka nie pozwoliła wyprowadzić się z równowagi jej wypróbowanym już
tysiące razy zagraniom.
-
Zobaczymy, czy ten bezczelny uśmieszek nie spełznie ci z twarzy, gdy usłyszysz,
co mam ci do powiedzenia. Tak się składa, że castingi skończyły się znacznie
wcześniej, i wczoraj pojechałam do Kioto, żeby porozmawiać z twoim ojcem.
Ino
parsknęła sarkastycznie, starając się ukryć zaniepokojenie.
-
Prawie mu współczuję, musiał być bardziej uradowany niż ja w tej chwili.
-
Inoichi chciał się ze mną spotkać, aby porozmawiać o tobie. Obawiam się, moja
panno, że kończą się czasy samowolki.
Ino
przymrużyła oczy. Nic nie powiedziała. Zaczęła jednak rozpinać kurtkę, aby
matka nie odniosła mylnego wrażenia, że skupia na sobie zbyt wiele jej uwagi.
-
Rozmawialiśmy również o wakacjach. Twój ojciec kazał cię przeprosić, ale
niestety musi zmienić plany. Nie może pojechać z tobą w Alpy. Myślę, że wyjaśni
ci to przy okazji.
Ino
wygięła pogardliwie wargi.
Wystarczającą
ilość czasu znajdzie chyba tylko na własnym pogrzebie.
-
Cóż… przekaż mu, że nie trzeba, nie zależało mi.
Kimiko
zawahała się.
-
Ino… - odezwała się nagle łagodnym tonem. – Pomyślałam, że skoro wobec tego
będziesz mieć w tym czasie wolne, możemy wyjechać razem. Już zarezerwowałam
sobie urlop.
-
Wolę zostać w Tokio – odparła Ino machinalnie.
Kimiko
wydęła policzki. Znowu była zirytowana.
-
A może tak poszerzyłabyś horyzonty? Już wszystko zaplanowałam, pojedziemy do
Europy, Zwiedzimy Paryż, Sewille i Sorbone. Spędzimy parę dni na Lazurowym
Wybrzeżu. Bardzo ci się to przyda, podszlifujesz francuski.
Ino
prychnęła. Kimiko akurat z tego doskonale musiała zdawać sobie sprawę, że nie
ma czego szlifować. Ino drugi rok uczęszczała na kurs na tym samym poziomie.
-
Bardzo mi przykro, ale nie będę mieć czasu. Jestem zagrożona z matmy i fizyki,
poza tym rzeczonego francuskiego również nie zaliczę w terminie, tak więc całą
przerwę międzysemestralną będę się uczyć do egzaminów poprawkowych. Cóż za
niefart.
Kimiko
uśmiechnęła się złośliwie.
-
O tak, niefart, a w tym roku zdaje mi się, podwójny.
Ino
przymrużyła oczy.
Jej
matka parsknęła niecierpliwie.
-
Jestem pełna podziwu dla twego dobrego samopoczucia, mimo że co semestr
oblewasz te same przedmioty. Podstawa to mieć dystans do rzeczywistości. Mam
nadzieję, że ci go nie zabraknie gdy nagle zostaniesz bez dostępu do pieniędzy.
Ino
wzruszyła ramionami.
-
Tak, wiem, zagrożenie – zero kieszonkowego. Chyba się rozpłaczę.
Na
twarzy jej matki pojawił się, tym razem autentyczny, szeroki uśmiech.
-
Kochanie, i tutaj twoje dobre samopoczucie się skończy, bo od dziś jesteś
całkowicie uzależniona finansowo ode mnie.
-
Słucham?
-
Tatuś zablokował twoje konto osobiste, oraz wszystkie karty kredytowe. Hyori
uważa, że zbyt dużo pieniędzy wyrzuca przez ciebie w błoto, a ja wyjątkowo
podzielam jej zdanie.
W
tym momencie Ino była w autentycznym szoku. Tak, Kimiko może teraz napawać się
zwycięstwem.
Nie
do wiary. Dogadali się.
Na
szczęście, brała pod uwagę tę możliwość.
-
Zamroził też ten rachunek, na który samowolnie przelewałaś sobie oszczędności.
Nie masz osiemnastu lat, kochanie, i chyba najwyższy czas byś sobie o tym
przypomniała.
Ino
zamrugała.
-
Czego chcesz? – spytała.
-
Niczego wyjątkowego. Koniec z aroganckim zachowaniem. Koniec z
niekontrolowanymi zakupami. Wszystkie przedmioty masz zdać w terminie. Nie
wyłączając francuskiego.
-
Mogłaś mnie uprzedzić wcześniej, a nie na miesiąc przed zakończeniem roku
szkolnego.
-
Och, jestem pewna, że sobie poradzisz. Na francuski na twoim miejscu
zwróciłabym szczególną uwagę, bo jak sama zauważyłaś masz poważne braki, a
egzamin certyfikujący już za rok. Lepiej się postaraj.
-
Nie skoczę z dwudziestego piętra, jeśli go nie zdam – odparła Ino swobodnie.
-
Nie, za to spędzisz przeuroczy rok na wsi.
-
Słucham?
-
Do osiemnastego roku życia ja o tobie decyduję, o czym ci teraz przypominam.
Nie będę ci wypominać ile pieniędzy wydałam na twoje kursy, ani też jak
lekceważąco to traktujesz. Ale jeśli nie zdobędziesz tego certyfikatu
najlepszym wyjściem będzie, jeśli pojedziesz do cioci na wieś. Zmienisz
otoczenie i szkołę.
-
Nie możesz mi tego zrobić – wycedziła Ino przez zęby.
-
Ależ mogę. I zrobię. Nie traktuj tego jako kary. Oboje z ojcem uważamy, że być
może atmosfera w Tokio ma na ciebie zły wpływ. Może więc powinnaś spędzić
trochę czasu w jakiejś przyjemniejszej okolicy. Wyciszyć się. Gdzieś, gdzie nie
ma ani centrów handlowych, ani pubów. Ani Shikamaru.
Tym
razem przegięła. Ale od początku do końca była górą. Ojciec odebrał Ino jej
jedyną kartę przetargową.
Zwykle,
kiedy Kimiko straszyła ją internatem lub podobnym miejscem odosobnienia, ona
miała prosty argument – ojciec na to nie pozwoli. Wystarczy, że go poprosi o
pomoc. Przynajmniej w sytuacjach konfliktowych zawsze stawał po jej stronie.
Ale
tym razem nie mogła już na to co liczyć. Znowu ją zdradził.
Tego
już mu nie wybaczy.
Czuła,
że w jednej chwili jej poukładane życie się posypało, ale postanowiła, że nie
pomoże matce w napawaniu się sukcesem, okazując słabość.
-
Ładnie to sobie obmyśliłaś, gratuluję – powiedziała lekko. – Ale i tak
wykazujesz się zdolnością do samodzielnego myślenia o szesnaście lat za późno,
więc nie licz na oklaski.
Osiągnęła
to, co chciała. Kimiko już się nie uśmiechała. Zmarszczyła brwi.
-
Musi ci być naprawdę przykro, że nie skorzystałam wtedy z okazji i się nie
zaćpałam – stwierdziła. – Z perspektywy czasu, myślę, że jednak szkoda, że was
tak zawiodłam.
Spokojnie
obserwowała jak wyraz twarzy matki zmienia się w jakiś nieokreślony grymas.
-
Nie możemy chociaż raz szczerze porozmawiać? – zapytała kobieta siląc się na
spokojny ton.
Ino
przygryzła wargi.
-
Jestem pewna, że tak naprawdę wcale nie chciałabyś ze mną szczerze porozmawiać.
Mylę się?
Dostrzegła
wahanie na twarzy matki.
-
W każdym razie, poprosiłam teraz o przeniesienie na miesiąc do innego działu.
Na razie koniec z wyjazdami – powiedziała kobieta.
-
No to zepsułaś mi plany na cały najbliższy miesiąc – skomentowała Ino.
Kimiko
zignorowała jej słowa.
-
Będziemy miały czas, żeby porozmawiać.
Ino
straciła już cierpliwość.
-
Niby o czym?! – zawołała impulsywnie. – Daj sobie spokój, choćbyś nie wiem jak
się starała nie będziesz dobrą matką, a ja nie będę dobrym człowiekiem, więc po
co komplikujesz sytuację? Nie możemy jakoś tego dociągnąć do mojej osiemnastki?
-
Myślę, że w pewnym momencie przyznasz, że potrzebujesz matki.
Ino
prychnęła.
-
Przyznaję, że kiedyś jej potrzebowałam. Jak miałam czternaście lat. Ale
zmusiłaś mnie, żebym radziła sobie sama, czego już się zdążyłam nauczyć, więc
teraz się nie wcinaj, bo nagle ci się odwidziało.
Kimiko
przymrużyła oczy.
-
I nie martw się, zaliczę francuski – oświadczyła nastolatka. – Certyfikat
przyniosę ci w zębach. Ale do Francji pojedziesz sama, mam ciekawsze rzeczy do
roboty.
Nie
czekając na jej reakcję, odwróciła się i ruszyła w kierunku schodów.
-
Ino – odezwała się jeszcze raz matka nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Spojrzała
na nią wrogo.
-
Słucham?
-
Zdejmij buty i wypastuj podłogę. Dopiero wtedy możesz pójść do siebie.
***
Tamtego
dnia, dwa lata wcześniej, Ino wróciła ze szkoły nieco później niż zwykle. Miała
na to usprawiedliwienie. Trwały intensywne przygotowania do szkolnego festiwalu
– kto tylko mógł, zostawał po lekcjach, by wziąć udział w dekorowaniu szkoły. Z
tego tytułu nawet postanowiła nie pójść na zajęcia ikebany.
Całe
gimnazjum żyło przygotowaniami do nadchodzącej rocznicy powstania szkoły. Mieli
ją obchodzić wyjątkowo hucznie – nowy dyrektor okazał się być zwolennikiem
niepopularnego poglądu, że uczniowie potrzebują rozrywki, i w związku tym był
zwolennikiem organizowania w szkole dużych imprez.
Przynajmniej
coś zaczynało się dziać.
Kiedy
weszła do przedpokoju, natychmiast w drzwiach pojawiła się Kimiko. Wyglądała na
zdenerwowaną – paliła papierosa, czego zwykle nie robiła w domu, w trosce o
swoje cenne dywany i meble.
Ino
pomyślała w pierwszej chwili, że matka jest zła z powodu jej spóźnienia.
-
Zajęcia się przedłużyły – powiedziała szybko.
Kimiko
wzruszyła ramionami.
-
Zdejmij buty i przyjdź do salonu. Chciałabym z tobą poważnie porozmawiać.
Ino
skinęła głową, próbując zachować spokój. Takie stwierdzenia ze strony matki nie
zwiastowały nic dobrego.
Zdjęła
buty, odwiesiła kurtkę na wieszak i poszła do salonu. Jej matka siedziała na
sofie, właśnie gasiła papierosa. Ale natychmiast sięgnęła po kolejnego.
Ino
usiadła naprzeciwko.
-
O co chodzi? – zapytała spokojnie.
Ostatnio
starała się sprawiać wrażenie wzoru grzeczności. Im mniej mówiła, tym mniejsze
było prawdopodobieństwo, że znów rozjuszy czymś rodziców.
-
Powinnaś wiedzieć, że twój ojciec wniósł papiery rozwodowe.
Ino
znieruchomiała.
-
Niemożliwe – powiedziała.
-
A jednak – odparła jej matka siląc się na swobodny ton. – Nie udawaj takiej
zdumionej, to w końcu musiało nastąpić. Nie możesz nas wiecznie szantażować.
Czternastolatka
wytrzeszczyła oczy.
-
Szantażować?! – powtórzyła. – Myślałam, że sami z siebie postanowiliście okazać
dobrą wolę. Gdyby to ode mnie zależało, nigdy nie namawiałabym ojca, żeby się z
tobą męczył. Ja też wcale nie mam na to ochoty.
Próbowała
ukryć, w jakim jest szoku. Nie, tym razem nie musiała niczego udawać,
autentycznie się tego nie spodziewała. Przecież ojciec nie powiedział ani słowa
o swoich zamierzeniach.
-
Muszę z nim o tym porozmawiać, nie z tobą – powiedziała szybko.
Kimiko
pokręciła głową.
-
Przecież jest w Kioto.
-
Porozmawiam z nim, kiedy wróci.
-
Nie wróci.
-
Kłamiesz.
Matka
zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
-
Dziecko, czy ty naprawdę jesteś aż tak głupia, czy zwyczajnie udajesz, żeby
mnie wytrącić z równowagi? Inoichi, mówiąc „wyjazd służbowy” miał na myśli
„wyprowadzka”. Kupił tam dom. Gdyby chciał zabrać cię ze sobą, zrobiłby to.
Ale, w tej sytuacji, wygląda na to, że my dwie jesteśmy skazane na siebie
nawzajem. Ustalmy więc wszystko tak, by nie wchodzić sobie w drogę.
Ino
nie mogła już tego słuchać. Wstała z sofy.
-
Kłamiesz! Nie zostawiłby mnie tutaj z tobą – krzyknęła z wściekłością.
Kimiko
przymrużyła oczy. Jej opanowanie było frustrujące.
-
Być może przemyślałby to lepiej, gdybyś nie okazała się niegodna zaufania. Nie
trzeba było przyznawać się do oszustwa.
Ino
potrząsnęła gwałtownie głową.
-
Nikogo nie okłamałam – powiedziała. – To ty zinterpretowałaś fakty tak, a nie
inaczej.
-
Ale ty nie zaprzeczyłaś, prawda? – odparła Kimiko, lustrując ją spojrzeniem. –
Nie zachowuj się teraz, jakbyś była pokrzywdzona. Weź się w garść, a wtedy
spokojnie omówimy plany na przyszłość.
Ino
potrząsnęła głową.
-
Nie zostanę w tym domu.
Kimiko
uniosła brwi.
-
Nie? To co zrobisz, jeśli można wiedzieć? Jeśli jeszcze tego nie zrozumiałaś,
to uświadom sobie, że nie masz innego wyjścia, jak tylko się ze mną porozumieć.
Na nikogo innego nie możesz liczyć. Chyba nie sądzisz, że Shikamaru ci pomoże.
Ino
przymrużyła oczy.
-
Dam ci pewną radę – kontynuowała Kimiko tonem mentora. – Nie powinnaś pozwalać
sobie na złudzenia. Prawda jest taka, że nie potrafisz budować pozytywnych
relacji z ludźmi; pod tym względem jesteś zupełnie różna ode mnie. Na twoim
miejscu skupiłabym się na nauce. Ta może ci się do czegoś przydać.
Rozmowy
nie można było uważać za skończoną, więc Ino ponownie usiadła na sofie.
-
Przechodząc do meritum: musimy radzić sobie teraz same, a więc podział ról jest
taki: ty się uczysz, ja pracuję.
-
Ciekawe, gdzie – przerwała jej gimnazjalistka. – Jesteś za stara na modelkę.
Potrafisz coś innego za wyjątkiem olśniewania wyglądem?
Kimiko
przygryzła wargi. Wyglądało na to, że wreszcie zaczynała tracić cierpliwość.
-
Tak się składa, że właśnie znalazłam pracę. Wystarczająco satysfakcjonującą,
żeby nie zwariować, i wystarczająco dobrze płatną, żeby było nas stać na ten
dom i twoje wykształcenie.
Ino
popatrzyła na nią wyczekująco. Mimo wszystko, była trochę ciekawa co to za
rewelacyjna posada dla kogoś, kto nie zdał nawet matury.
-
Jest to praca w agencji wyszukującej młode talenty dla showbiznesu. Łączy się z
koniecznością ciągłych podróży, ale to akurat nie jest raczej wada. W każdym
razie, może się często zdarzać, że będę w Tokio nie więcej niż dwa dni w
miesiącu. Dla ciebie będzie to okazja, by nauczyć się wreszcie
odpowiedzialności.
Ino
zastanowiła się.
-
Czy ojciec o tym wie?
Kobieta
nie odpowiedziała wprost.
-
Oczywiście, możesz mu się poskarżyć, że nie chcesz być sama w domu, ale
najpierw się zastanów. Czy rzeczywiście chcesz opuścić Tokio, i czy
rzeczywiście masz ochotę wprosić się do jego nowego życia, czego ewidentnie
sobie nie życzy.
Ino
popatrzyła na nią z wahaniem.
-
Jestem pewna, że wyjdzie ci to na dobre. Byłam tylko rok starsza od ciebie,
kiedy zaczynałam karierę. Nikt mi nie pomagał. Dzięki temu bardzo szybko się
usamodzielniłam. Myślę, że właśnie tego potrzebujesz.
-
Ale ty równie szybko jak zaczęłaś, tak i skończyłaś swoją wielką karierę.
Naprawdę nauczyłaś się odpowiedzialności? – odparła nastolatka.
Kimiko
spojrzała na nią ze złością.
-
Nie będę tłumaczyć się z moich decyzji, zwłaszcza tobie.
-
Nie ciekawią mnie twoje wyjaśnienia – odparła Ino. – To już wszystko, co
chciałaś mi powiedzieć? Muszę iść się pouczyć.
Kimiko
skinęła głową.
-
Tak. Za godzinę będzie kolacja.
Ino
wstała i, nie oglądając się już na matkę, poszła do swojego pokoju. Usiadła na
łóżku i wzięła do ręki telefon.
W
pierwszej chwili przyszło jej do głowy, żeby postąpić przekornie i zadzwonić do
ojca. Na pewno byłoby to ostatnie, czego Kimiko się po niej spodziewała – żeby
mieć pewność, że Ino nie zrobi czegoś nieprzemyślanego, nawet podała jej od
razu swoje argumenty. Miałaby bardzo głupią minę, gdyby za chwilę dostała od
męża telefon z żądaniem wyjaśnień.
Ale,
tak naprawdę, Ino doskonale wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie może tak po
prostu wyjechać z Tokio, gdyż tutaj było całe jej życie – nawet jeśli teraz
rozpadało się na kawałki, tylko tutaj miała szansę, żeby jeszcze jakoś je
pozbierać.
Rzecz
jasna, nie mogła zadzwonić także do Shikamaru, a z Sakurą nie miała ochoty się
zobaczyć. Jej przyjaciółka, odkąd wymyśliła sobie, by wprowadzić znajomość z
Sasuke na nowy poziom, zachowywała się jak młoda lwica, która musi bronić
świeżo upolowanej ofiary przed potencjalnymi atakami ze strony innych drapieżników.
Nawet, jeśli nie miało się złych zamiarów, można było poważnie oberwać.
Przez
chwilę pomyślała, że mogłaby zadzwonić do którejś ze swoich przyjaciółek – ale
im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej była zdezorientowana. Nie potrafiła
wybrać spośród nich ani jednej, którą chciałaby teraz widzieć. Zamiast poprawić
jej samopoczucie, mogły ją jedynie dobić.
Zaczęła
bezmyślnie przeglądać listę kontaktów w telefonie. W zasadzie, pomyślała, nie
mam do kogo zadzwonić, ale zwariuję, jeśli się stąd nie wyrwę.
Kiedy
doszła do pozycji „Matsumoto Seiki” zawahała się.
Postanowiła
przecież, że nie będzie się do niego odzywać. Tylko dzisiaj odrzuciła trzy jego
telefony, więc nie powinna teraz dzwonić, tak jakby nic się nie stało. Sakon
myślał chyba, że ona po tym wszystkim nadal będzie się do niego odzywać - ale
to byłoby z jej strony głupie. Po detoksykacji w szpitalu i wszystkich
kłopotach, które spadły jej na głowę za narkotyki - nie powinna już z nimi się
zadawać. Z żadnym z nich.
Ale
z drugiej strony – jak długo może się na niego gniewać? Każdy ma prawo do
błędu.
Ino
miała do niego żal za to, że z takim przekonaniem powtarzał, że „jeden raz
nikomu jeszcze nie zaszkodził”. Ale nie mogła go obarczać odpowiedzialnością za
swoje decyzje, a była też pewna, że Sakon nie miał pojęcia, jakim towarem
dysponuje Tayuya.
Ale
gdyby Shikamaru się dowiedział, że się z nim zobaczyła, byłby wściekły.
Tylko
czy to sprawia jakąkolwiek różnicę? I tak nie będzie chciał z nią rozmawiać.
Miała poważne wątpliwości, czy kiedykolwiek choćby przestanie ją ignorować.
Przysporzyła mu kłopotów, bo nie zaprzeczyła, gdy rodzice wysunęli hipotezę, że
ma znajomych wśród dilerów. Przyznanie się do winy po niewczasie niewiele
zmieniało. Z pewnością jego rodzice nie mają teraz do niego stuprocentowego
zaufania.
Nacisnęła
zieloną słuchawkę w swoim telefonie.
Jedyne,
co musi zrobić, to wystarczająco dobitnie dać mu do zrozumienia, że musi
skończyć z dilerką. Tayuya to nie jej problem, i Ino nie zamierzała się nią
przejmować.
Rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńWidać ten dzień dla Ino, naprawdę jest jednym z najgorszych.
Będzie musiała teraz wziąść się w gaść.
Pozdrawiam i życze weny oraz czekam na next.