czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 13. Burzliwe rozmowy, przykre wnioski



 Shikamaru był osobą, której wiary w siebie nie brakowało, a za pechowca życiowego się nie uważał – więc jeśli fortuna mu nie sprzyjała, to z pewnością również nie rzucała mu kłód pod nogi.
Nie należał też do osób nie wiedzących, czego chcą w życiu. A chciał przede wszystkim świętego spokoju.
Ten wyścig szczurów, którego był świadkiem już od podstawówki, zupełnie go nie wciągał. Myśl o konieczności intensywnej nauki, by zdobyć jak najwyższe kwalifikacje i móc rozwijać karierę zawodową, dzięki czemu swoją ciężką pracą miałby wnosić osobisty wkład w rozwój ojczyzny - nie była dominującą, kiedy myślał o przyszłości. Nie przewidywał możliwości robienia kariery w wielkim koncernie, przy wysokim wynagrodzeniu i prestiżu – odwrotnie proporcjonalnym do ilości wolnego czasu.
Spokojna praca i rozsądne tempo życia – oto, czego potrzebował. Żadnych wysokich stanowisk, szalonej ilości obowiązków i braku czasu na odpoczynek.
Oczywiście, prestiżowe stanowisko i duże pieniądze nęcą. Ale wiadomo, że łączą się z dużą odpowiedzialnością. A ta z kolei to duży kłopot.
Shikamaru Nara nie lubił kłopotów. Nie lubił też się wychylać, jeśli nie musiał. Przyciąganie zbyt dużej uwagi kolidowało z jego wyobrażeniem o spokoju, dlatego na lekcjach nigdy nie wyrywał się do odpowiedzi. Nie osiągał też wybitnych wyników w sporcie, nie udzielał się w życiu szkoły bardziej niż to było konieczne. W związku z tym sądził, że nauczyciele uważają go za przeciętniaka. Jak najbardziej odpowiadał mu taki wizerunek. Nie czuł potrzeby sprawdzania, w czym jest lepszy od innych. I nie lubił gdy ktoś miał względem niego zbyt wysokie wymagania. Dlatego nie podobało mu się, że nauczyciele często zdawali się wymagać od niego więcej i zmuszać go do bardziej wytężonej pracy, zwłaszcza gdy chodziło o wykazanie się własnymi pomysłami. Sam nigdy nie zgłaszał się z własnej woli do funkcji lidera, gdy mieli do wykonania rozmaite zadania w grupach – za to nauczyciele wyznaczali go z upodobaniem. Również wtedy, gdy chodziło o organizację jakichś wydarzeń szkolnych, które często miały miejsce, przy okazji różnych świąt. Co było wyjątkowo kłopotliwe.
Stąd wzięło się przekonanie Shikamaru, że nauczyciele go nie lubią, pewnie ze względu na tendencję do unikania sytuacji, które wymagały większego zaangażowania – i co z całą pewnością brali za lenistwo, choć on sam uważał, że lenistwo to jednak coś innego. Po prostu wiedział, kiedy nie warto tracić energii i czasu. Kierował nim rozsądek. Nie zamierzał wypruwać sobie żył w przyszłości dla jakiegoś gigantycznego koncernu, w którym – bez koneksji – tak czy inaczej byłby tylko jednym z wielu pracowników, bo chętnych do ciężkiej pracy na wysokich stanowiskach nie brakuje. Dlaczego więc miałby wysilać się teraz.
Przy całym swoim zdroworozsądkowym podejściu nie zauważał, że wykazywana przez nauczycieli w liceum Konoha tendencja do obarczania go większymi obowiązkami niż innych wynikała z ich kolektywnego przekonania o jego niezwykłym potencjalne.
Ciekawa rzecz, że rówieśniczki płci przeciwnej też zdawały się doceniać jego intelekt – a może po prostu widziały, że skoro nauczyciele nakładają na niego dużo wymagających pomysłowości zadań, z którymi sobie bez problemu radzi – Shikamaru Nara potrafi stawić czoła wszelkim wyzwaniom. Jakby się zastanowić, ta druga możliwość wydaje się wysoce prawdopodobna. Jak wiadomo, wysokie IQ ma niezbyt wysoką moc przyciągania. Ale zaradność i - mniej lub bardziej utopijne - przekonanie o tkwiącej w czyjejś osobowości wysokiej predyspozycji do zostania człowiekiem sukcesu, wykazują tę właściwość w znacznie większym stopniu. Może więc „upierdliwym” nauczycielom Shikamaru zawdzięczał zainteresowanie ze strony płci pięknej.
Samo w sobie oczywiście nie było to takie złe. Shikamaru nie należał do wybitnie skromnych osób, nie był też obojętny na kobiece wdzięki – ale w ciągu szesnastu lat swego życia zdążył już poznać podstępność dziewcząt. Mizdrzy się taka, jest miła i ładnie się uśmiecha – odpowiedz jej tylko uprzejmością, a już ubzdura sobie nie wiadomo co. Zaproś gdzieś raz i drugi, a nie zaznasz spokoju. Bo taka dziewczyna – jak drapieżnik – gdy złapie już w swe ręce ofiarę, łatwo jej nie wypuści.
I zaczyna się. Sprawdzanie, wypytywanie, nieustanne wątpliwości – „a czy ja ci się podobam jeszcze?”, a w końcu i sceny zazdrości – „dlaczego patrzysz na tą lafirynde?”. Cóż, Shikamaru ma oczy, więc patrzy. Oczywiście, taka bezpośrednia i szczera odpowiedź nigdy nie spotykała się z przychylnym przyjęciem.
Podsumowując, zaczynało się od subtelnych spojrzeń i nieśmiałych pocałunków (doświadczenie nauczyło go i tego, że dziewczyny zawsze udają rozbrajająco nieśmiałe, nawet jeśli potem okazywało się, że nie był ani pierwszym, ani nawet piątym), a kończyło na spazmatycznych szlochach i wyrzutach („jesteś draniem bez serca”). Cóż, Shikamaru nie twierdził, że nie jest draniem. Ale też nigdy nie składał fałszywych obietnic. I nie mówił: jesteś pierwsza i jedyna, aby odwzajemnić się ich zapewnieniom. Dzięki temu, uniknął żenującego tłumaczenia się z drobnych kłamstewek - za to nieraz takich tłumaczeń musiał wysłuchiwać.
I było to ogromnie kłopotliwe. Zrozumiał to dość szybko, ale nie zmieniało to faktu, że czasami zdarzało mu się mimowolnie wpakować w jakąś uciążliwą sytuację. Trudno było się tego ustrzec, skoro dziewczyn na świecie jest dużo – o wiele za dużo, myślał czasami. Na dodatek nigdy nie były mu niechętne, a on sam jednak był facetem i oddziaływały na niego te ich sztuczki – trzepotanie rzęsami, drobne acz wyraziste gesty i – szczególna jego słabość – długie nogi. Zwłaszcza w szpilkach.
Gimnazjalistki zwykle szpilek nie nosiły, przez co interesowały go niemal wyłącznie starsze dziewczyny.
Temari także nigdy nie nosiła szpilek – żeby tak chociaż mini, ale gdzie tam. Jej nogi mógł ocenić tylko na podstawie sytuacji, gdy zobaczył ją kiedyś w szortach na wfie.
…I z miejsca się zakochał.
Tak oczywiście wypadałoby napisać. Jest to zdanie w sam raz na początek wzruszającej opowieści o miłości.
Jednak tutaj zupełnie nie na miejscu.
Czy Shikamaru uważał, że się zakochał? Z całą pewnością nie. Ani wtedy, ani nawet teraz, kiedy nieproszony przyszedł pod blok, gdzie w noworoczny poranek odprowadził Temari i został tak serdecznie powitany przez Gaare, w podzięce za zadbanie o jej bezpieczny powrót do domu.
Cóż, nie miał do niego żalu. Prymityw zachowywać się może tylko zgodnie z paradygmatem prymitywa. Taka jego natura.
Inna rzecz, że Temari z całą pewnością nie wpisywała się w rolę, jaka jej przypadła w udziale w tej historii. Nie doczekał się z jej strony ckliwych oznak współczucia, ani podziwu dla hartu ducha – a jakby nie było, nie czmychnął przecież przed Gaarą, jak nakazywał rozsądek. Wbrew swej naturze, tym razem nie posłuchał rozumu.
Rzecz jasna, on nie był bohaterem podrzędnego melodramatu, a Temari nie była rozbrajająco naiwną heroiną – toteż nie był zdumiony jej trzeźwym zachowaniem. Był za to trochę zdziwiony postawą obrończyni Gaary, jaką niezachwianie reprezentowała.
A potem niemile rozczarowany, gdy nie odpowiadała na telefony przez cały Nowy Rok, jak i w dniu następnym. Może więc postąpił nieco zbyt pochopnie, przychodząc pod jej dom. Jednak nie było to zbyt uprzejme ze strony Temari - zbywać go paroma słowami gdy do niej dzwonił, a potem już nawet nie odbierać. Musiał wyrazić swoje oburzenia, nawet jeśli miałoby to oznaczać kolejną bójkę.
Właściwie, nabrał nawet przekonania, że porządne przywalenie Gaarze znacznie poprawi mu humor. Z tym, że uderzyć raz to nie problem. Gorzej byłoby następnie z podjęciem decyzji – zostać workiem treningowym, czy splunąć na swój honor i uciekać.
Druga opcja rzecz jasna nie wchodziła w rachubę, pierwszej należało unikać o ile to tylko możliwe – z czego wniosek nasuwał się prosty – nie atakować nie będąc sprowokowanym. A więc w miarę możliwości unikać Gaary, dla którego każdy pretekst do zaczepki był wystarczający.
Zgodne z zasadami logiki byłoby więc nie wystawanie pod jego domem, jednak bywały sytuacje, kiedy rozsądek musiał zejść na dalszy plan. Po raz kolejny.
Shikamaru wiedział oczywiście, że z boku mogłoby to wyglądać tak, jakby pod wpływem dziewczyny jego mózg przestał normalnie funkcjonować. Ale nie chodziło przecież po prostu o dziewczynę. Decydującym czynnikiem było tu być może jego słuszne oburzenie, jako naturalne reakcja na tak wyraźne oznaki lekceważenia. Może miało to coś wspólnego z jego – w przekonaniu Temari, niebotycznie rozdmuchanym – męskim ego. A może…
- Czy ty totalnie skretyniałeś?
Oto i nadeszła wyczekiwana bohaterka tej miłosnej historii.
Shikamaru spojrzał na dziewczynę spode łba.
- Jesteś subtelna niczym słoń w składzie porcelany – stwierdził.
- Gdybym miała pod ręką porcelanę, roztrzaskałabym ci ją na tym zakutym łbie – odparła Temari, zupełnie nie zażenowana.
Ach, gdzie się podziały te wrażliwe kobiety, delikatne jak pączki kwiatu…
- Wobec tego wielka szkoda, że nic takiego nie masz, bo wolę umrzeć z twoich rąk, zamiast z rąk twojego ukochanego brata – skonstatował kwaśno.
Temari pokręciła głową.
- To nie jest ani trochę śmieszne – powiedziała z niezadowoleniem.
- Jeśli dla ciebie nie jest, dla mnie tym bardziej – odrzekł rzeczowo Shikamaru. – Ale też nie przyszedłem tutaj cię rozśmieszać.
Temari popatrzyła na niego uważnie.
- A po co tak właściwie przyszedłeś?
Shikamaru zmarszczył brwi. Otóż właśnie sam do końca nie wiedział.
- Wyjaśnić parę spraw.
Temari spojrzała w stronę okien na jednym z wyższych pięter masywnego bloku, po czym pociągnęła go za rękaw kurtki. Shikamaru poszedł za nią, ale za rogiem wyszarpnął rękę.
- Nie jestem pieskiem, którego wyprowadzasz na spacer - wymamrotał.
Temari zatrzymała się i popatrzyła na niego ostro.
- Cóż, gdybyś był pieskiem, to na pewno jakimś mniejszym. Tak zwane rasy zaczepno – obronne, jeśli wiesz co mam na myśli. Więcej szczeka niż jest wart.
Shikamaru wykrzywił wargi. Teraz już nie był poirytowany, ale rozgniewany.
- Doprawdy, zabawne. Wiele takich piesków masz w swojej hodowli?
Temari, której ta rozmowa naprawdę nie dostarczała żadnej satysfakcji, popatrzyła na chłopaka bez zrozumienia.
- W jakiej hodowli?
Shikamaru wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ty mi powiedz. Maskotki dla brata, na rozładowanie frustracji?
Temari potrząsnęła głową.
- O czym ty, do cholery, mówisz?
Shikamaru machnął ręką.
- Porozmawiajmy może do rzeczy, bo tak do niczego nie dojdziemy.
- Świetny pomysł – odparła Temari i ruszyła wolnym krokiem wzdłuż chodnika.
Gaara na pewno nie zauważył, że Shikamaru był pod ich domem, ale mógł spostrzec, że wyszła, a wtedy na pewno by się zainteresował, dokąd. Temari wolała odejść nieco dalej, ale oczywiście tylko nieco – musiała zaraz wrócić.
- Więc? Mów szybko, o co ci chodzi – ponagliła.
- Tak ci się spieszy? Dzieci w domu ci chyba nie płaczą.
Temari spojrzała kątem oka na Shikamaru. Widziała na jego twarzy gniew i – ewidentnie – szok.
Zapewne nie spodziewał się, że zostanie tak opryskliwie potraktowany.
Temari sama była zdumiona swoim zachowaniem. Złość na siebie w pierwszej chwili wyładowała na nim. Było jej z tego powodu przykro, ale wiedziała, że teraz już powinna się tego trzymać. Nie miała opracowanego planu działania, jednak jedno było pewne – na pewno nie chciała chłopaka jeszcze do siebie zachęcić.
W jak koszmarnie głupiej sytuacji się znalazła. Zawdzięczać to mogła tylko i wyłącznie sobie.
Gaara miał racje, zgłupiała całkowicie.
Przecież nie szukała miłostek, a jednak wplątała się w coś takiego. Od dawna zachowywała się naiwnie, angażując się w tę znajomość. Bo przecież też od początku odbierała zaczepki ze strony Shikamaru jako coś podejrzanego. Mogła się domyślać, że to taka jego metoda na panienki. Nie taka znowu beznadziejna, skoro sama dała się na to złapać.
Polubiła go. Bardzo. Ale w sposób, w który nie powinna go polubić. A potem jeszcze na tej imprezie go kokietowała i nie zrobiła nic, by mu przeszkodzić, gdy chciał ją pocałować. Mało tego, chciała by to zrobił.
Ciekawe, która z kolei byłaby na jego liście. Jeśli wierzyć plotkom – zresztą nie musiała opierać się tylko na plotkach, widziała w jaki sposób Shikamaru traktuje co ładniejsze dziewczyny, i w jaki sposób na nie patrzy – liczyć należałoby w tuzinach.
I gdyby nie Gaara, pewnie dołączyłaby do tej wesołej gromadki z ochotą. Zapewne później by żałowała.
Wbrew pozorom, Temari nie uważała Shikamaru za bezwzględnego donżuana. Znając go od paru miesięcy i spędzając z nim sporo czasu, była jak najdalsza od takich kategorycznych ocen. Była pewna, że Shikamaru nie wykorzystuje naiwnych dziewcząt, mamiąc je słodkimi słówkami. On po prostu korzysta, że same się do niego garną.
Tylko sobie mogła zawdzięczać, że dołączyła do tego grona. Albo niemalże dołączyła.
- Teraz nagle nie chcesz ze mną rozmawiać? – zaczął chłopak, gdy się przez dłuższą chwilę nie odzywała.
Domyśliła się, że nie chodzi mu jedynie o ostatnie parę minut.
- Rozmawiam z tobą.
- Yhm – odburknął szatyn.
- A czego się spodziewałeś? Mamy Nowy Rok, to są dni świąteczne, ja naprawdę mam co robić.
- Już to widzę, jak pomagasz mamie przyrządzać potrawy – zakpił Shikamaru.
Temari przystanęła.
- No, o co chodzi? – spytał Shikamaru, zdziwiony jej miną.
Blondynka wzięła głęboki wdech. Starała się za wszelką cenę zachowywać spokojnie.
- Chciałabym przyrządzać z mamą potrawy – odparła. – To nie jest dokładnie to, czym się zajmuję, ale wierz mi, mam wiele ważniejszych spraw na głowie niż twoja osoba.
Shikamaru przez chwilę lustrował ją wzrokiem.
- Więc wracamy do punktu wyjścia?
Temari przymrużyła oczy.
- W jakim sensie?
- W takim sensie, jakby nic się nie wydarzyło.
Temari poczuła, że serce zabiło jej w przyspieszonym tempie.
Właściwie, takie słowa można było odebrać jako znak, że jednak traktował ją poważnie.
- A co takiego się wydarzyło? – zapytała, starając się ukryć podekscytowanie oschłym tonem.
Shikamaru zmełł w ustach przekleństwo.
Jaka z niej jest jednak zimna ryba.
Niby wiedział o tym od początku. Ale jednak… Był niemile zaskoczony.
- Nic – powiedział niechętnie.
Temari przygryzła wargi. Miała nadzieję, że nie sprawia wrażenia rozczarowanej.
Ukrywanie emocji nigdy nie sprawiało jej trudności. Ale ostatnio, w towarzystwie Shikamaru, chłodne zachowanie przestało być takie łatwe. To żenujące.
- Więc może być jak zawsze. Wyjaśnię Gaarze, że niepotrzebnie się wścieka. Nie będzie się ciebie czepiać.
- Nie boję się Gaary – warknął Shikamaru.
- Wiem – zgodziła się natychmiast, bo też wcale nie uważała, że szatyn kłamie. Gdyby nie to, że wykazywał tę szalenie głupią odwagę, nie musiałaby z nim rozmawiać w ten sposób.

***

- Więc graliście całą noc w chińczyka? – odezwała się Ino, kręcąc głową z lekkim rozbawieniem. - I ty określasz to jako udany wieczór?
Sakura wzruszyła ramionami.
Nie podobał jej się lekceważący ton przyjaciółki, jednak mimo wszystko nie była nim zdenerwowana.
Chyba potrzebowała tego spotkania.
Ostatnio miała bardzo niewiele okazji, by zwyczajnie z kimś porozmawiać. Był oczywiście Naruto, jedyna osoba, która była dla niej wsparciem. Jednak odnosił się do niej z taką troską, że czasami miała dosyć jego towarzystwa.
A z Ino można było poplotkować, obgadać wiele rzeczy nie czując się przy tym obserwowaną. Przyjaciółka nie odnosiła się do niej z przesadną ostrożnością, jakby spodziewała się wybuchu przy jednym źle dobranym słowie.
I teraz, przez chwilę, zachowywała się jak dawniej.
- Nie tylko w chińczyka, w różne gry planszowe – odparła Sakura. – Nawet szachy. Naruto nie wygrał ani razu – dodała z satysfakcją. – I wierz mi, w obecnych warunkach to naprawdę był udany sylwester. Znacznie bardziej, niż mogłam oczekiwać.
Ino zrobiła zafrasowaną minę.
- Wiesz, jeśli chodzi o Sasuke…
- Nie chcę o nim rozmawiać – ucięła szesnastolatka szybko.
Ino westchnęła.
- No dobrze.
Sakura przyjrzała jej się podejrzliwie.
- O co chodzi?
Ino potrząsnęła głową.
- O nic.
Dziewczyna uniosła brwi.
- Dobra, cofam to co powiedziałam. Jeśli chcesz mi coś konkretnego powiedzieć, to lepiej zrób to od razu.
Ino zawahała się.
- Nie wiem, czy to ważne. Ale pojawił się u Kiby.
Sakura przymrużyła powieki.
- Tak?
Blondynka wykonała twierdzący ruch głową.
- Tak. Co prawda na moment tylko, i zaraz wyszedł. Tylko że – oblizała nerwowo wargi – był z tą rudą.
- Z Tayuyą – stwierdziła Sakura domyślnie.
Ino skinęła głową z niewyraźną miną.
Sakura przechyliła głowę w bok, oceniając jej zachowanie jako wybitnie podejrzane.
- Uważasz, że to jakiś problem?
Ino zmarszczyła brwi.
- Nie wiem. Może ty tak uważasz.
Sakura machnęła ręką na znak lekceważenia.
- Przecież dobrze wiem, że się z nią buja.
Ino przez chwilę zastanawiała się, czy powinna zadać pytanie, które przyszło jej do głowy.
- I nie jesteś zazdrosna?
Sakura prychnęła nerwowo.
- Akurat o nią to nie przyszłoby mi do głowy być zazdrosną. To nie ta liga.
- Co masz na myśli? - spytała Ino, zaintrygowana.
Sakura zlustrowała przyjaciółkę spojrzeniem.
- Uważasz, że Sasuke ugania się za spódniczkami?
Ino poruszyła się nerwowo na krześle.
- Oczywiście, że nie.
Sakura nie uwierzyła jej.
- Uważasz – stwierdziła ze zniecierpliwieniem. – Zawsze go tak oceniałaś, chociaż nie masz żadnych podstaw.
Ino wzruszyła ramionami.
- W każdym razie nie interesują go takie dziewczyny jak Tayuya – stwierdziła pewnym tonem. – Ona jest zbyt prostacka. Dziwię się, że Sasuke w ogóle zadał się z nią i tymi jej koleżkami. To nie w jego stylu, przestawać z ludźmi, którzy żłopią piwo pod sklepami i rozprowadzają… - przerwała w pół słowa. – On nie ma z tym nic wspólnego. Nawet jeśli z nimi spędza czas, nie stanie się taki jak oni. Tayuya nie może mu się podobać.
Ino skinęła głową, jakby chciała potwierdzić jej słowa, ale nie wyglądała na przekonaną.
Sakura ściągnęła brwi.
- Wiem, co sobie myślisz. Że to jakieś moje naiwne przekonanie. Ale tak nie jest. Nie mówię tego dlatego, że sądzę, że mam na to jeszcze jakiś wpływ. Wiem, że nie mam. Sasuke może się spotykać z kim chce – zauważyła gorzko, - nie powinno mnie to interesować. Ale nie leci na byle jakie dziewczyny – Sakura mogłaby dodać, że w ogóle na nie nie leci, co byłoby zgodne z rzeczywistością, bo przecież znała go od dawna, a Sasuke nie wyrażał zainteresowania kręcącymi się wokół niego pannami. Ale takie kategoryczne stwierdzenie mogłoby zostać odebrane jako naiwność. – Tayuya zdecydowanie odpada – zakończyła definitywnie.

***

Temari podeszła pod drzwi klatki schodowej. Shikamaru już dawno poszedł, ale jej nie spieszyło się do domu. Krążyła po uliczkach w pobliżu, analizując ostatnie zdarzenia. Wszystko tak strasznie się skomplikowało, a ona nie wiedziała, jak to rozwiązać. Tymczasem przerwa świąteczna zbliżała się ku końcowi. W końcu uznała, że powinna wracać do domu. Jednak gdy miała już wejść do budynku, ktoś ją zawołał.  
Temari odwróciła się. Parę metrów dalej dostrzegła chłopaka w pomarańczowym dresie. Była tym faktem mocno zdziwiona, tym bardziej, że właśnie ją wołał. Postąpiła parę kroków w jego kierunku. Stanął naprzeciw niej, z bezczelnym wyrazem twarzy.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała nieuprzejmie. Naruto nie miał zwyczaju bywać w tych okolicach. Na pewno nie miał tu znajomych.
- Przyszedłem do Gaary – odparł chłopak bez ceregieli. – I proszę, co za szczęście, natknąłem się na ciebie.
Naruto, podobnie jak Shikamaru, z całą pewnością nie znał ich dokładnego adresu. Temari popatrzyła na niego bez zrozumienia.
 - A jakie w tym widzisz szczęście? – wyraziła uprzejme zdziwienie.
- Zawołaj go – powiedział chłopak.
Temari przymrużyła oczy. No ładnie, niby dlaczego akurat tutaj szuka zaczepki? Temari nie żywiła do Naruto przyjaznych uczuć, po prostu dlatego, że był jednym z wielu przewijających się obok przedstawicieli płci męskiej. Nigdy z nim na dobrą sprawę nie rozmawiała, choć byli w jednej klasie.
Naruto miał dobre relacje z Shikamaru, ale jego przyjaciele nie musieli być jej znajomymi. W jej oczach Naruto był tylko hardym, i nadzwyczaj głośnym, chłopaczkiem. O ile wiedziała, nie miał żadnych bezpośrednich zatargów z Gaarą. Ale jego obecność tutaj mogła oznaczać tylko kłopoty. Wolałaby, żeby nie wdawał się w jakiś otwarty konflikt z jej bratem. Choćby dlatego, żeby nie wkurzać Gaary. I dlatego, że nikomu nie był potrzebny otwarty konflikt w szkole. Jeden i tak dopiero co zaistniał, i nie było widoków na jego rozwiązanie.
- Gaary nie ma – odparła bez zmrużenia oczu.
- Jak to go nie ma? – powtórzył Naruto podejrzliwie.
 - Tak samo, jak ciebie nie ma teraz we własnym domu – odparła Temari jakby zwracała się do opóźnionego umysłowo, dając wyraz swojemu nie najwyższemu mniemaniu o jego intelekcie. Naruto zmierzył ją rozdrażnionym spojrzeniem, ale nie skomentował.
- To kiedy będzie?
Blondynka popatrzyła na niego wyczekująco. Było to spojrzenie z góry, chłopak był od niej niższy niemal o głowę.
- Nie wiem. Może po prostu powiedz mi, jaką masz do niego sprawę – powiedziała. 
Naruto zastanawiał się przez chwilę, po czym skinął głową.
- Tak, masz rację. Właściwie możemy załatwić to od razu, bo przecież Gaara nie ma przed tobą tajemnic, prawda? 
Ach, więc przyszedł z konkretami.
- Słucham cię – ponagliła. Naruto postąpił krok do przodu.
- Chcę wiedzieć, czy sprzedał komuś ostatnio prochy – wycedził przez zęby.
Temari wlepiła w niego oczy, wstrząśnięta.
- Co takiego? – odezwała się, niepewna, czy dobrze zrozumiała. Naruto prychnął ze zniecierpliwieniem. - Poinformuj go, że poprzednio mu się upiekło, ale tym razem za to odpowie.
- Gaara nie ma już z tym nic wspólnego – oświadczyła.
Naruto wydął wargi.
- Albo kłamiesz, albo jednak nie wiesz wszystkiego.
Temari przygryzła wargi .
- Gwarantuję ci. Gaara nie handluje – powiedziała z naciskiem.
Naruto zawahał się.
- Ale wie, gdzie to załatwić, prawda? Może po znajomości zrobił komuś przysługę – zasugerował.
Pozornie spokojnie, ale w jego oczach dostrzegalna była furia.
- Przysługi po znajomości wyświadczać można przyjaciołom – odparła, robiąc świadomy wybieg od bezpośredniej odpowiedzi. Nie wydawało jej się, by Gaara mógł jeszcze utrzymywać jakiekolwiek kontakty z dawnymi znajomymi, ale pewności nie miała. - O kogo ci chodzi? – zapytała wprost. - Sasuke? – żadnej reakcji. - Sakura?
- Nie twój pieprzony interes – obruszył się blondyn.
A więc jednak. Trudno uwierzyć.
- Skąd wiesz, że coś brała? 
Naruto zacisnął pięści.
- Nie powiedziałem, że coś brała. Ale jeśli twój braciszek jej coś sprzedał, wykończę go. Możesz być pewna.
Temari prychnęła.
- Swoje groźby możesz sobie wsadzić wiesz gdzie – odparła. – Nie podskakuj za wysoko. Nie wiesz, w co się bawisz.
Naruto wykrzywił twarz we wściekłym grymasie.
- Zapewniam cię, jeśli się dowiem, że Gaara coś jednak z tym kombinuje, tym razem się nie wywinie.
Zabrzmiało bardzo poważnie. Widać było, że Naruto nie żartuje. A więc musiał nie mieć żadnych wątpliwości. Mimo wszystko postanowiła zapytać.
Zatrzymała go, choć już zamierzał odejść.
- Jaką masz pewność, że Sakurze ktoś dostarczył narkotyki?
- Przy drodze raczej nie rosną – odparł Naruto trafnie.
Temari potrząsnęła głową ze zniecierpliwieniem.
- No dobrze, ale skąd wziąłeś ten pomysł? Widziałeś ją naćpaną?
Naruto zacisnął szczęki. Wyglądał, jakby się zastanawiał. Popatrzyła na niego ostro.
- Słuchaj, jeśli masz rację to jest to poważna sprawa – stwierdziła. – Mogę ci pomóc. Potrafię zachować dyskrecję.
Naruto odchrząknął.
- Nie ćpa – powiedział stanowczo. – Ale skądś wzięła całą saszetkę amfy. Potrafię odróżnić – rzucił gwoli wyjaśnienia.
- Pytałeś ją skąd ją wzięła?
- Nie powie mi – odparł Naruto stanowczo.
Temari jedna rzecz natychmiast się rzuciła na myśl.
- Nie uważasz, że może kryje Sasuke? – spytała.
Naruto zmiażdżył ją wzrokiem.
- Co Sasuke mógłby mieć z tym wspólnego? – warknął napastliwie.
Temari uznała, że nie będzie tego teraz wyjaśniać. Nie warto rzucać na ślepo oskarżeń.
- To mi wygląda bardzo na twojego braciszka – stwierdził Naruto. – Módl się, żeby to nie był on, bo jeśli tak, dowiem się tego i go załatwię. Temari pokręciła głową. - Gaara nie handluje narkotykami.
Naruto wydął wargi.
- Albo tylko ci to wmówił.

2 komentarze:

  1. Rozdział bardzo mi się podoba, jednak stanowczo za mało Sasusaku, nad czym ubolewam ;//
    Pozdrawiam
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SasuSaku rozwija się chyba najwolniej... Nic nie poradzę ;] Nie potrafię wiele o nich pisać, bo nie mam przekonania do tego paringu. Wielu pisze SS lepiej ode mnie, więc nie będę na siłę zbyt wiele o nich pisać. Choć są i o nich pamiętam ;]

      Usuń