poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 11. Konfrontacja



- No i co, jesteś niezadowolony? – zapytała Temari z satysfakcją, kiedy zatrzymali się na skrzyżowaniu.
Shikamaru wzruszył ramionami.
- Nie, czemu mam być, wcale się nie zbłaźniłem – wymamrotał.
- Daj spokój, nie było tak źle. Taniec to cudowna sprawa, nie czujesz tego?
Shikamaru nie okazał przesadnego entuzjazmu.
- Może być, ale nie muszę być we wszystkim dobry.
Popatrzyła na niego, udając zszokowaną.
- Wow, skoro to odkryłeś, dokonałam więcej, niż sięgały moje aspiracje.
Shikamaru pokręcił głową.
- Bardzo śmieszne.
Temari rozłożyła ręce.
- Dla mnie tak. To nie moja wina, że nie wystarcza ci poczucia humoru, gdy załapanie żartu wymaga odrobiny dystansu do własnej osoby – powiedziała z uśmiechem.
Shikamaru wzruszył lekko ramionami.
Temari poczuła się lekko zażenowana.
Była stanowczo zbyt uprzejma. Czas wyjść z roli. Niezależnie od tego, czy dobrze się w niej czuje.
- Okej, to stąd pójdę już sama – poinformowała rzeczowo. - Dziękuję za miły wieczór.
Użycie tego określenia dla obecnej pory dnia nie było specjalnie trafne. Już się rozwidniało, impreza przeciągnęła się do białego rana. Nie był to na pewno rekord. Kankurou na przykład dotychczas nie wrócił. Kiedy do niego zadzwoniła zadeklarował, że się na chwilę wyrwie, ale wybiła mu to z głowy. Tych, którzy nie poruszali się własnymi samochodami, ani też nikt po nich nie przyjeżdżał, odwoziłShino. Temari też z tego skorzystała, ponieważ było to sensowniejsze wyjście niż zmuszanie starszego brata do przedzierania się przez całe miasto. I Shino, i Shikamaru mieszkali stosunkowo blisko niej, dlatego mogła zabrać się z ostatnią „turą”.
- Nie wygłupiaj się. Odprowadzę cię pod dom.
Temari potrząsnęła głową.
- Mieszkam tuż za tym rogiem. Pierwsza klatka w lewo. Naprawdę, jestem w stanie dotrzeć tam samodzielnie.
Zdejmij ten uśmiech z twarzy, zbeształa się w myślach.
Na szczęście Shikamaru nie zawsze był uparty, i nie miał wszczepionego syndromu nadopiekuńczości. Ani też nie potraktował jej zachowania jako zachęty do przekomarzania się.
- Dobra, skoro tak wolisz.
- Tak wolę.
Ale nadal tam stali. Sytuacja zaczynała robić się niezręczna. Temari miała świadomość, że naturalne byłoby, gdyby się odwróciła i odeszła, ale jakoś zupełnie nie potrafiła się na to zdobyć.
- Wiesz, najpierw ty pójdź, a potem ja pójdę – zaproponował Shikamaru.
- Okej – przytaknęła blondynka.
Zupełnie bezwiednie zrobiła ruch w jego stronę, ale natychmiast się odwróciła i ruszyła w stronę domu.
To idiotyczne, że przyszło jej do głowy pocałować go w policzek. Miała nadzieję, że się tego nie domyślił.
Gdyby tak, zapewne uznałby, że się za bardzo wczuła w rolę wytapetowanej laluni. W końcu to byłoby jak najbardziej w stylu Ino albo Natsumi.
Widać to destrukcyjny wpływ pantofelków na szpilkach. Próbowała sobie wmówić, że to zupełnie logiczne wytłumaczenie, w głębi serca pragnąc je jak najszybciej zrzucić ze stóp.
Wtedy wszystko powinno wrócić do normy.
W końcu cała ta noc to tylko odskocznia. Nic się nie zmieni. Nie stanie się nagle sympatyczna. Dla nikogo.
Nie ma takiej możliwości.
- Moment – odezwał się nagle Shikamaru i podszedł do niej. – Wiesz, chciałem ci coś... Chyba za dużo dzisiaj głupich rzeczy powiedziałem.
Temari potrząsnęła głową.
- Nie, nie więcej niż zwykle - zaprzeczyła.
Shikamaru wyglądał na nieco zbitego z tropu.
- To nie jest ironia – blondynka uznała za stosowne doprecyzować swoje słowa. – Jeśli wyłączyć parę zdań naprawdę zachowywałeś się - zastanowiła się przez chwilę – zgodnie z regułami savoir – vivre’u.
- Dziękuję, że to doceniasz, naprawdę – odparł szatyn. Zawiesił głos, przypatrując jej się uważnie. – Hm, jednak… Powinnaś wiedzieć, że to nieprawda, co mówiłem o laluniach, choinkach… i tym podobne.
Miło było to słyszeć. Jeśli mówił szczerze. W tej chwili łatwo było w to uwierzyć.
- Nie poczułam się urażona. Byłam świadoma, co robię, a że nie utożsamiam się z tymi upiększającymi zabiegami, nie mogłam tego potraktować osobiście – skomentowała swobodnie.
Oczywiście, nie była to do końca prawda, ale nie chciała się przyznać do tlącej się w niej próżności, która doznała pewnego uszczerbku.
Jednak Shikamaru nie dał się spławić, a nawet zrezygnował ze swojej zwykłej luzackiej postawy, wyprostował się i wyjął ręce z kieszeni.
- Nie podejrzewam cię o to, że poczułaś się urażona, ale skoro już jesteśmy ze sobą szczerzy… muszę powiedzieć, że naprawdę ładnie dzisiaj wyglądasz.
Przez moment nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Czuła się speszona jego spojrzeniem, i tym miękkim tonem głosu.
- Teraz? – spróbowała nadać swojej wypowiedzi niefrasobliwy ton. Dobrze wiedziała, że jej kunsztownie ułożona fryzura czas świetności ma już za sobą. Ciężko było przez dłuższy czas utrzymać ją w ryzach, nie używając przy tym hektolitrów pianki. Właściwie, żałowała teraz, że się nie odwołała do wykorzystania tego środka. I tak wydała wczoraj skandalicznie dużo pieniędzy na zrobienie pospiesznych zakupów w drogerii, mogła więc zainwestować w jeden kosmetyk więcej.
Wymykające się kosmyki niesfornie opadały jej na oczy, wolała sobie nie wyobrażać o ile gorzej się prezentowała niż w momencie, gdy wychodziła od Kiby.
– Jednak jesteś typowym facetem. Kłamiesz, i nawet powieka ci nie drgnie – stwierdziła. Miało to zabrzmieć wyzywająco, ale miała wrażenie, że wypadło raczej… niepewnie.
A Shikamaru patrzył na nią cały czas w taki sposób, że robiło jej się gorąco.
- Nie wysilaj się, naprawdę jesteś wystarczająco miły, nie wyczerpuj sobie limitów uprzejmości na początku Nowego Roku – dodała szybko.
Jednak chłopak zupełnie zignorował jej wysiłki w kierunku nadania tej rozmowie normalniejszego tonu.
Jej zdaniem, naprawdę było nienormalnie. Czuła narastającą panikę.
- Teraz też. Właściwie, zawsze ślicznie wyglądasz – stwierdził szatyn zupełnie naturalnym tonem, jakby nie dostrzegał absurdalności faktu, że prawi jej komplementy.
- Chociaż oczywiście uroda to nie jedyna twoja zaleta.
W tej chwili była już w głębokim szoku. Przyszło jej do głowy zapytać, czy nie jest chory, ale nadal świdrował ją takim spojrzeniem, że spuściła oczy.
Nie przyszło jej do głowy, że Shikamaru może nie poprzestać na słowach, do momentu, kiedy ujął jej podbródek dłonią.
Powinna była żachnąć się z oburzeniem i przemówić mu do rozsądku, ale jednak tego nie zrobiła. Nie cofnęła się.
W tym momencie usłyszała jakiś okrzyk z boku.
- Skurwielu!
Gaara pojawił się znikąd, i natarł z całym impetem, chwytając Shikamaru za poły kurtki. Zanim Temari zorientowała się w sytuacji, oboje toczyli się po śniegu.
- Zachciało ci się dotykać moją siostrę? – wycedził przez zęby Gaara, przygniatając szatyna do ziemi i okładając go pięściami z dużą siła.
Temari podbiegła do nich, krzycząc do brata, żeby przestał, ale on w ogóle nie reagował.
Złapała go za ramię, odepchnął ją.
- Przestań, do cholery! – wrzasnęła. – Spójrz na mnie jak do ciebie mówię!
Gaara odwrócił w jej stronę głowę. Shikamaru skorzystał z chwili jego nieuwagi, żeby przyłożyć mu pięścią w twarz.
Gaara zachwiał się, a Shikamaru odepchnął go na śnieg i wstał. Temari bez zastanowienia podbiegła do brata, który szybko podniósł się z ziemi.
Wyglądał jak w amoku. Miał ten specyficzny wyraz oczu, który pojawiał się tylko wtedy, gdy był naprawdę wściekły i przestawał się kontrolować.
- Zabiję cię, gnoju – warknął.
- To chodź – usłyszała za sobą głos Shikamaru.
Brawo, że też zachciało mu się właśnie teraz zgrywać bohatera.
Gaara chciał ją odsunąć, ale wpiła mu się paznokciami w ramię.
- Przestań – powiedziała, próbując myśleć trzeźwo. – Proszę cię, to do niczego nie prowadzi.
Gaara spojrzał na nią lodowato.
- Odejdź.
Potrząsnęła gwałtownie głową.
- Nie.
Gaara zacisnął szczękę. Lewą ręką ścisnął jej nadgarstek, wyszarpując ramię z uścisku drugiej dłoni.
- Ejże, uważaj sobie – odezwał się Shikamaru, podchodząc bliżej.
Temari zerknęła na niego kątem oka.
- Nie podchodź – mruknęła błagalnie.
Shikamaru miał coś odpowiedzieć, jednak Gaara odsunął Temari i stanął naprzeciw niego.
- Nie będziesz mnie uczył, jak mam rozmawiać z moją siostrą, palancie – powiedział Gaara. – Oduczę cię zbliżania się do niej.
- To ty nie powinieneś się do niej zbliżać – warknął Shikamaru.
Temari starała się nie panikować. Wiedziała, że musi podjąć decyzję, jaką strategię przyjąć, żeby ich uspokoić. Czuła, że w tej sytuacji nie potrafi przemówić Gaarze do rozsądku, ale jednak musiała spróbować.
Tyle, że nie zdążyła.
Siedemnastolatek zupełnie niespodziewanie rzucił się na Shikamaru. Wszystko działo się zbyt szybko, żeby zdążyła to zarejestrować. Szatyn chyba raz go uderzył, Gaara kopnął go, zadał kilka ciosów zaciśniętą pięścią i popchnął go do ściany. Złapał chłopaka za gardło i uderzył pięścią w brzuch.
Temari straciła panowanie nad sobą. Krzyknęła i doskoczyła do brata z boku, łapiąc go za rękę. Gaara odwinął się mocno, zadając kolejny cios w żołądek, i odepchnął ją.
Upadła na śnieg.
- Przestań się zachowywać jak palant! – krzyknęła rozpaczliwie. - Nawet ja się ciebie boję!
Gaara przestał zadawać ciosy. Puścił Shikamaru, który zwinął się wpół. Gaara zupełnie go zignorował i spojrzał na nią.
- Nie jestem twoją własnością – dodała ciszej, próbując zahamować łzy napływające do oczu.
Jego twarz nic w tej chwili nie wyrażała.
- Wszystko co robię, robię dla twojego dobra – powiedział beznamiętnie.
Potrząsnęła głową.
- Bzdura! Przerażasz mnie.
Shikamaru w tym czasie wstał i podszedł do Gaary, ale on nie dał się zaskoczyć. Szatyn nie zdążył go uderzyć, bo Gaara złapał go za rękę i odepchnął. Temari poderwała się w tym czasie z ziemi i stanęła między nimi.
- Nie zaczynaj teraz ty – syknęła do Shikamaru, który najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną.
Po wyrazie twarzy Gaary widać było, że jej słowa nie odbiły się od niego ot tak. Była pewna, że do niego dotarła. Popatrzyła mu w twarz.
- Odejdź stąd, proszę – powiedziała z naciskiem.
Gaara stał sztywno i mierzył ją wzrokiem.
- Nie jestem ci potrzebny?
- Nie.
- W porządku. Jak chcesz – odparł.
Odwrócił się. I odszedł.
Temari zatrzymała ręką Shikamaru, który postąpił krok do przodu.
- Daj spokój – syknęła.
Dopiero po chwili odważyła się na niego spojrzeć. Gaara już zniknął za rogiem.
- Masz rozcięte usta – powiedziała. Podeszła do porzuconej parę metrów dalej torebki i podała mu chusteczkę. – Przepraszam cię, Gaara jest – wzięła głęboki oddech, bo nadal nie mogła się uspokoić – trochę nerwowy.
- Nerwowy – powtórzył Shikamaru z sarkazmem. – Powinno się go izolować.
Nie skomentowała.
- Dobrze się czujesz? – zapytała niepewnie.
Spojrzał na nią spode łba.
- Bywało lepiej. Twój goryl w wolnym czasie chyba nic innego nie robi, tylko wyciska na siłowni, co? – odezwał się ze swobodnym lekceważeniem. – Nic dziwnego zresztą, coś robić trzeba, a jak się nie ma mózgu…
Temari przymrużyła powieki.
- Proszę cię – mruknęła z irytacją.
- O co?
Przygryzła wargi.
- To naturalne, że znajdujesz sobie sublimację dla urażonej męskiej dumy w obrażaniu przeciwnika, ale nie zapominaj, że Gaara jest moim bratem.
We wzroku Shikamaru dostrzegła niedowierzanie pomieszane z gniewem.
- No tak, zapomniałbym. Cudowny braciszek – stwierdził kpiąco.
Temari wiedziała, że nie powinna się dziwić takiej reakcji z jego strony, jednak nawet w tej sytuacji nie mogła, ani nawet nie chciała, tolerować lekceważącego wypowiadania się o Gaarze.
- Nie oceniaj, skoro nie rozumiesz – powiedziała spokojnie, mimo rozdrażnienia.
Shikamaru prychnął wściekle.
- Wybacz, niemal zapomniałem o nabożnej czci, jaką go darzysz – stwierdził ironicznie.
Temari nie odpowiedziała.
W gruncie rzeczy powinna była mu powiedzieć coś takiego, żeby mu w pięty poszło. Teraz uświadomiła to sobie wyraźnie.
Za bardzo pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. To było skrajnie głupie. Jeśli tego nie utnie, komuś stanie się krzywda.

2 komentarze:

  1. Jak do tej pory to dla mnie najlepszy rozdział ♥
    Coraz bardziej lubię ten duet! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że najlepszy tylko do czasu :) Przyznaję, że jestem z niego zadowolona :D Dziękuję za komentarz^^

      Usuń