sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 8. Nadchodzi Nowy… Nie dla wszystkich udany



Temari, mimo obaw, dotarła na imprezę punktualnie. W każdym razie goście dopiero się pojawiali, więc nie spóźniła się jako jedyna.
Cieszyła się, że mogła skorzystać z podwiezienia przez Kankurou. Dom państwa Inuzuka mieścił się na przedmieściach. Można tam było co prawda dojechać metrem, ale nietrudno byłoby się zgubić.
- Ale chata – odezwał się Kankurou z podziwem, gdy zatrzymali się na podjeździe. – Nie sądziłem, że masz takich dzianych znajomych.
- Ja też nie – odparła Temari z lekkim zażenowaniem.
Dom Kiby prezentował się rzeczywiście imponująco. Dwupiętrowy, złożony z trzech szerokich kondygnacji, przywodził na myśl neoklasycyzm. Wybudowanie go musiało kosztować krocie. Firma pani Inuzuka najwyraźniej bardzo dobrze prosperowała, a i praca w dyplomacji się opłaca.
- Wiadomo przynajmniej, dlaczego tak wiele osób przyjęło zaproszenia – stwierdziła.
- Słucham? – spytał Kankurou.
- Nieważne – odparła. – Cóż, wobec tego idę.
- Idź. Zadzwoń, o której chcesz. Dojazd tu trochę zajmie, ale będę tak szybko jak się da – obiecał Kankurou.
Temari uśmiechnęła się.
- Myślę, że wytrwam do rana.
- Super, ale w razie czego…
Temari przekręciła głowę z błagalnym wyrazem twarzy.
- Proszę, chociaż ty nie traktuj mnie jak dziecko.
Kankurou zrozumiał w lot, o co jej chodzi. Skinął głową.
- To do zobaczenia i baw się dobrze – ucięła rozmowę.
- Ty też. Yyy… Tem.
Blondynka była już na zewnątrz samochodu.
- O co chodzi? – spytała z lekkim zniecierpliwieniem.
- Odlotowo wyglądasz.
Temari przymrużyła oczy. Nikt jej nigdy nie prawił komplementów. To dodało jej trochę odwagi. Była świadoma, że wygląda dobrze – nie po to strawiła tyle czasu na przygotowania, by było inaczej. Ale czuła się trochę dziwnie, w długiej zielonej sukience z satyny – zdecydowanie nie był to jej ulubiony materiał, - z makijażem na twarzy i misternie zaczesanymi dokoła głowy włosami.
- Dzięki.
Czuła się trochę niepewnie, przemierzając ścieżkę wzdłuż szerokiego trawnika, która prowadziła do domu. Bez przesady można było powiedzieć, że to monumentalna budowla.
Zadzwoniła do drzwi. Otworzyły się dopiero po dłuższej chwili, a stała w nich Ino. Miała na sobie czarną krótką spódnicę i srebrzystą bluzkę pokrytą cekinami. Widać było, że też poświęciła sporo czasu na przygotowanie się, ale pomalowanie paznokci na niebiesko było trochę niefortunne.
Temari odetchnęła z ulgą. Domyślała się, że na imprezę o tej skali wszystkie panny przyjdą wystrojone jak na pokaz mody, ale jednak nie rozmawiała z nikim, jak zamierza się ubrać. Nawet gdyby wcześniej zdecydowała się pójść, nie podjęłaby tego tematu. Dziewczyny uznałyby, że musiała mieć jakiś wypadek i doznać uszkodzenia mózgu, gdyby nagle wyraziła zainteresowanie ciuchami.
Ino wyglądała na nieprzyjemnie zaskoczoną jej widokiem.
- O – wymsknęło jej się. – Ty tutaj?
Temari udała, że nie zauważyła tego przejawu antypatii.
- Cześć. Świetnie wyglądasz – powiedziała, usiłując zapomnieć o paznokciach koleżanki.
Ino wybałuszyła na nią oczy.
Temari machnęła ręką.
- Nie patrz tak, raz w roku mogę być miła. A przynajmniej się postarać.
Ino wzruszyła nieznacznie ramionami.
- Tak, rzeczywiście – odparła. – Pokażę ci, gdzie zostawiamy kurtki.
- Okej.
Zostawiła płaszcz w sporym pomieszczeniu koło hallu. Było niemal puste, z wyjątkiem paru szafek, i trudno było jej sobie wyobrazić, do czego normalnie służy. Chyba, że ojciec Kiby jako pracownik ambasady miał zwyczaj urządzać bankiety, wtedy dałoby się wyjaśnić sens istnienia specjalnego pokoiku na płaszcze.
- Nie mamy numerków, zapamiętaj gdzie zostawiasz rzeczy – powiedziała Ino, gdy Temari przebierała buty.
Trudno było oprzeć się myśli, że nad ranem może być ciężko się w tym połapać.
Kiedy wróciła do hallu stwierdziła, że dziewczyna dziwnie jej się przygląda.
- Co?
Ino potrząsnęła głową.
- Nic takiego.
Jednak nie tylko ona patrzyła na nią z przesadnym zainteresowaniem. Temari stwierdziła w myślach, że zaszokowanie paru osób ładnym wyglądem może jednak dostarczyć sporej satysfakcji.
Nie zdawała sobie jednak sprawy ze skali wrażenia, jakie wywarła.
- O, ja cie – odezwał się Kiba, kiedy zobaczył ją w drzwiach. – Ja widzę to co myślę, czy mam jakieś omamy?
- Nie, nie masz omamów – odparł Shikamaru z lekkim uśmieszkiem na widok jego miny. – Ale może ja powinienem cię o to zapytać. Podobno powiedziała, że nie przyjdzie.
Kiba zerknął na niego bez specjalnego zainteresowania.
- Tak, jak telefonowałem do niej wczoraj. Ale dzisiaj jeszcze dzwoniłem.
- Mogłeś mnie poinformować.
Kiba wzruszył ramionami, nadal nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Co to, nie lubisz miłych niespodzianek?
Shikamaru zignorował jego pytanie.
- Nie gap się tak – zbeształ go zamiast tego.
- Bo co?
- Bo masz minę jak cielę.
Kiba popatrzył na niego z niechęcią.
- Sam jesteś cielę – warknął i odszedł. Jako gospodarz musiał zająć się wszystkim sam. Poprosił rodziców, żeby na ten dzień odprawili służbę, i tak czuł się jak snob słuchając komentarzy wchodzących gości. A przecież nie po to zorganizował tak dużą imprezę, aby się popisać. Pomyślał, że nieźle będzie dla odmiany zorganizować hucznego sylwestra, a przy okazji przekonać się, na ile możliwe jest zintegrowanie uczniów tej nieco patologicznej, jeśli chodzi o stosunki społeczne, szkoły.
Shikamaru nie rozumiał tej idei i nie popierał pomysłu zorganizowania dużej zabawy, ale też przyjął zaproszenie bez specjalnego narzekania. W końcu nie on miał pilnować, żeby nie doszło do jakichś znacznych zniszczeń.
Teraz podszedł bezpośrednio do Temari.
- A ty co, wpadłaś w ręce bandy rozjuszonych stylistów?
Spojrzała na niego z pobłażaniem.
- Tak jakby.
- Dziwne, że ich nie pogoniłaś.
Temari wzruszyła ramionami.
- Co tobą kierowało, żeby się tak wystroić?
- Zanim uraczysz mnie dwutysięcznym odcinkiem telenoweli z serii „ ale jestem boski, wszystkie na mnie lecą” powinieneś wiedzieć, że postanowiłam coś udowodnić Sakurze. Skoro mam okazję.
- A co, wytknęła ci, że jesteś uboga, bo nie chodzisz z tapetą na twarzy?
- Gorzej – odparła nie zwracając uwagi na złośliwy ton szatyna. Postanowiła, że tego dnia będzie dla wszystkich uprzejma, nawet dla Shikamaru, który ostatnio tak ją zirytował swoimi uwagami. – Zasugerowała, że nie wiedziałabym jak sobie taką tapetę zrobić.
Shikamaru pokręcił z ubolewaniem głową.
- Już rozumiem, dlaczego kobiety są takie okropne. Presja społeczna powoduje, że czujecie się niedowartościowane, jeśli od czasu do czasu nie wystroicie się tak, żeby wyglądać jak choinka w święta Bożego Narodzenia. Trudno mieć do was pretensje o to, że jesteście, jakie jesteście. Tak ukształtował was odhumanizowany system.
Usiłował ją sprowokować, ale tylko uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Pewnie coś w tym jest.
Shikamaru popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Wystarczy, że dwa dni się do mnie nie odzywałaś, i język ci się stępił. To straszne.
Temari nie skomentowała. Uznał więc, że nie warto trzymać się tematu.
- Muszę cię rozczarować. Twoje wysiłki poszły na marne. Sakury tu nie ma, i chyba nie będzie.
Temari była mocno zdziwiona tą informacją.
- Jak to? – dobrze pamiętała jak szesnastolatka przeżywała samą myśl o tej imprezie. Mało kto tak się tym ekscytował jak ona.
Shikamaru rozłożył ręce.
- Musi ci być przykro, tyle wysiłku by utrzeć jej nosa, i wszystko na marne.
Temari przymrużyła oczy.
- Uważasz, że wszystkie dziewczyny to płytkie trzpiotki, które cokolwiek robią, to po to, by dopiec komuś innemu?
Shikamaru zastanowił się.
- Cóż… Tak.
- A to ciekawe. Bo według psychologów, to faceci mają znacznie większą skłonność do poprawiania sobie poczucia własnej wartości przez popisywanie się przed innymi przedstawicielami swojej płci.
Shikamaru uśmiechnął się z kpiną.
- Skąd wzięłaś te wyniki, z raportów badań w szpitalu psychiatrycznym?
- Nie, z testów psychologicznych przeprowadzonych na stuosobowej grupie wieśniaków o zawyżonym mniemaniu o sobie.
Shikamaru wzruszył ramionami z drwiącą miną.
- Hm, to już było całkiem niezłe, choć brakuje ci zwykłego polotu. Jednak obrażanie się na mnie źle na ciebie wpływa. Ale nie martw się, zaradzimy temu.
Temari zlustrowała go wzrokiem.
- Ależ ja nie zamierzam z tobą dyskutować.
Shikamaru zmarszczył brwi.
- Dalej będziesz się zachowywać jak naburmuszona trzpiotka?
Temari nie zdążyła odpowiedzieć, bo podeszła do nich Ami z drugiej „c”.
- Słuchaj, impreza się rozkręca, nie zamierzasz zaprosić mnie do tańca? – zwróciła się do szatyna, nie kryjąc irytacji.
Shikamaru spojrzał na nią.
- Hm. Nie.
Ami zerknęła na Temari, po czym przeniosła spojrzenie na chłopaka.
- Jesteś skończonym kretynem – oznajmiła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
Temari pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Naprawdę jesteś. To po co ją zaprosiłeś?
- Bo głupio byłoby przyjść samemu, a ona jest jedną z mniej upierdliwych dziewczyn w szkole.
- Więc można z niej sobie zakpić?
Shikamaru potrząsnął głową.
- Uprzedzałem, że to tylko formalnie. Jakby nie było, dziewczyny bez towarzystwa nie mają tu wstępu.
Temari prychnęła.
- To dziwne, ale ja jednak tu jestem.
- Ty w pewnym sensie przyszłaś z Kibą, prawda?
Temari wzruszyła ramionami.
- Na nieszczęście dla Ami. Wiesz, to wygląda trochę tak, jakbyście zamienili się dziewczynami. Skoro Kiba najpierw ją zaprosił.
Shikamaru udawał, że nie dostrzegł bardzo wyraźnej nuty sarkazmu w jej głosie.
- W pewnym sensie tak, ale skoro przyszłaś, a Kiba nie jest takim gburem jak ja i na pewno z nią zatańczy, wracamy do punktu wyjścia.
Temari popatrzyła na niego zwężonymi ze złości źrenicami.
- To super. A ty tu sobie postój.
Shikamaru przewrócił oczami.
- Daj spokój, nie zachowuj się jakbym zrobił coś złego.
- W twoim pojęciu pewnie nie, ale to tylko dlatego, że masz jakiś odwrócony system wartości.
- Względem twojego na pewno, skoro uważam, że postawienie sprawy jasno jest zawsze najlepszym wyjściem - zakpił.
Temari prychnęła.
- Raczej najprostszym – stwierdziła. – Wbrew pozorom nie wychodzi na to samo.
- Geez, nie zachowuj się jak nastolatka.
- Cóż, może nie zauważyłeś, ale właśnie nią jestem.
Shikamaru stropił się.
- Okej, ale wiesz, o co mi chodzi - mruknął.
Z oczu Temari bił chłód.
Shikamaru przewrócił oczami.
- No dobra, spławiłem ją, bo nie umiem tańczyć. Zadowolona?
Mówił o tym z takim wyrazem twarzy, że trudno było wątpić w jego prawdomówność, ale mimo wszystko nie mogła w to uwierzyć.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Nie.
Temari parsknęła śmiechem. Shikamaru zmierzył ją spojrzeniem.
- To jakaś ujma na honorze?
Temari potrząsnęła głową.
- Nie, ale po kimś takim jak ty raczej bym się tego nie spodziewała.
Shikamaru zmarszczył brwi.
- Czyli po jakim kimś?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nieważne.
- Nie, nie, powiedz. To bardzo ciekawe.
Widać było, że się zirytował.
Temari spoważniała.
- Nie rób od razu urażonej miny. Nie chodzi mi o twoje podboje, tylko o to, że… no wiesz… jesteś popularny – zastanowiła się przez chwilę. – Chociaż sama nie wiem dlaczego, skoro nie chodzisz na imprezy.
- Wierzysz w mity – odparł Shikamaru. – Ale czy mogę przyjąć, że już się nie oburzasz?
Temari popatrzyła na niego prowokująco.
- Pod jednym warunkiem.
Shikamaru zrobił rozdrażnioną minę.
- Chyba nie chcesz, żebym z tobą tańczył.
- Jak miło, że ta sama myśl przyszła nam do głowy – odpowiedziała Temari złośliwie. – Ale ja już powiedziałam, nie zamierzam z tobą rozmawiać, więc to jedyna alternatywa. Zobaczysz, to łatwe – ponagliła, ośmielona tym, że nie skrytykował od razu jej pomysłu. – Czy twoje ego ogromnie ucierpi, jeśli nie będziesz wszystkich zadziwiał swoimi umiejętnościami na parkiecie?
Shikamaru zacisnął zęby.
- Jakaś ty zabawna. Dobra, ale tylko ta piosenka do końca.
- Nie marudź.

***

Nie wszyscy jednak byli w równie dobrych humorach.
Naruto przeklął pod nosem, kiedy zobaczył, że Sasuke jednak przyszedł, i to z rudowłosą dziewczyną z innej szkoły, Tayuyą, która była wokalistką zespołu metalowego, w jakim zaczął ostatnio grać.
- On to ma jednak tupet. Myślałem, że w ogóle nie przyjdzie – stwierdził ze złością.
Hinata nic nie powiedziała.
Sasuke wiedział, że wywoła niemałe kontrowersje pojawiając się na imprezie z Tayuyą. Jednak kiedy Kiba go zapraszał, nie stawiał żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o osobę towarzyszącą. I Sasuke przekornie z tego skorzystał.
- Nadal nie wiem, dlaczego chciałeś tu przyjść – stwierdziła Tayuya, rozglądając się pogardliwie dookoła. – Co to jest w ogóle za gówno, którego oni słuchają.
Sasuke wzruszył ramionami.
- Rozejrzymy się tylko. Pół godziny, i nas nie ma.
Rudowłosa popatrzyła na niego.
- Chcesz zobaczyć, z kim przyjdzie twoja Sakura?
Sasuke spojrzał na nią z wrogością.
Tayuya prychnęła, rozzłoszczona. Wyświadczyć mu przysługę, to jeszcze nie okaże nawet minimum wdzięczności.
Sasuke nie odpowiedział, lustrując spojrzeniem salon.
W tym momencie minęła ich Ino. Obdarzyła Uchihę takim spojrzeniem jakby chciała go zabić, ale nie odezwała się do niego.
Zatrzymała spojrzenie na towarzyszącej mu dziewczynie. Tayuya zauważyła, że źrenice blondynki rozszerzyły się ze zdziwienia. Przez chwilę pomyślała, że może by się do niej odezwać i zobaczyć jak zareaguje – jednak Ino opanowała się i minęła ich. Tayuya postanowiła nie zwracać na nią uwagi tego wieczoru. Nie miała powodu, by z nią rozmawiać.
Tymczasem Ino zauważyła Naruto, który stał z Hinatą koło stolika zastawionego napojami. Podeszła do nich. Nie zdążyła jednak zagadać pierwsza.
- Nie ma z tobą Sakury? – zapytał Naruto.
Ino wydawało się, że zrozumiała, o co mu chodzi.
- Wiem, o czym myślisz – stwierdziła oglądając się w kierunku, z którego przyszła. Zakładała, że ten palant nadal tam stoi razem ze swoją zdeprawowaną przyjaciółeczką, ale chociaż salon nie był przesadnie duży, nie sposób było go dostrzec. Zbyt wielu ludzi na stosunkowo ciasnej w tej sytuacji przestrzeni. – Ale nie będzie żadnej awantury. Sakura nie przyjdzie.
Naruto zmarszczył brwi.
- Dlaczego?
Ino westchnęła.
- No wiesz… Była zaproszona przez Sasuke, a nie przez Kibe. I on chyba po prostu nie pomyślał, że skoro oni nie są już razem, powinien zaprosić Sakure. Mówiłam jej, że pewnie zapomniał, ale nawet nie chciała o tym słyszeć, żebym mu coś na ten temat powiedziała. Rzuciła fochem. Sądzę, że nie przyjdzie.
Naruto zaklął brzydko. Blondynka zarejestrowała, że Hinata spojrzała na niego z zażenowaniem.
Co taka słodka dziewczynka widzi w tym nieokrzesanym chłopaku – trudno zgadnąć, przeszło jej przez myśl.
Nie była przygotowana na atak ze strony Naruto.
- Więc będzie siedziała sama, a ciebie to nie interesuje? – odezwał się wybuchowo. I dołożył jeszcze parę niecenzuralnych słów, które, miała nadzieję, nie były skierowane bezpośrednio do niej, ale… i tak ją to obrażało.
- Sądzisz, że jestem jej niańką? – wrzasnęła.
Naruto popatrzył na nią spode łba.
- Myślałam, że kimś tam dla niej jesteś, ale widzę, że się myliłem. Zarąbiście, wobec tego życzę miłej zabawy, idiotko.
Ino potrząsnęła gwałtownie głową.
- Palant z ciebie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła. Wszystko się w niej gotowało.
Naruto był tym bardziej zdenerwowany. Spojrzał na Hinate.
- Muszę zadzwonić.

2 komentarze:

  1. Rozdział jest epicki, Temari mnie sttasznie rozbawia.
    W Twoim opowiadaniu wprost nie znoszę Ino, strasznie mnie irytuje jej zachowanie.
    Naruto słodko tu się zachował, dobrze, że wygarnął Yamanace. <3
    Mało Hinaty, za to największy plus.
    No i Saske z Tayuyą, cóż i tak wiem, że kocha Sakure-chan. <3
    Bardzo podoba mi się to opowiadanie, ale mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach będzie więcej SasuSaku, bo to ich jestem największą fanką.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    /~Kim EveLin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas mnie prześladuje ten paring :P Tzn. wiem, że muszę rozbudować ich historię, dodać trochę scen. Tylko niestety i tak jest ich najmniej w tym ficku, ze względu na rozbudowanie innych wątków nie sposób było traktować wszystkich po równo. Zresztą SasuSaku jest dla mnie od zawsze problematyczne :/

      Usuń