wtorek, 9 grudnia 2014
Rozdział 7. Przedsylwestrowy poranek
Gaara od pewnego czasu zachowywał się wprost nieznośnie. Nie sposób było z nim porozmawiać. Od początku ferii noworocznych, za wyjątkiem dni, kiedy wychodził do pracy, przesiadywał wyłącznie u siebie w pokoju głośno słuchając muzyki. Temari zamieniła z nim zaledwie kilka słów, ponieważ zwyczajnie zbywał ją ilekroć się do niego odezwała.
To było dziwne zachowanie, nawet jak na niego.
Wyraźnie miał do niej o coś pretensję, dlaczego nie mówił o co chodzi – trudno było się domyślić. Wydawało jej się, że nie ma ku temu powodu, i mówiła sobie, że musi jej się wydawać. Jednak cały czas czuła się niekomfortowo i tkwiło w niej podświadome poczucie, że jednak coś jest na rzeczy. Nigdy jeszcze nie traktował jej z takim skrajnym chłodem.
W końcu uznała, że dłużej tego nie wytrzyma i w sobotę rano zapytała wprost, o co mu chodzi.
Jednak nie doczekała się wyjaśnienia. Gaara odpowiedział, że o nic mu nie chodzi, wydaje jej się. I tyle.
To już ją całkowicie wytrąciło z równowagi.
Z Gaarą ciężko było się porozumieć, był skrajnie niekomunikatywny, jednak nie do tego stopnia, by z nią nie rozmawiać. Potrafiła do niego dotrzeć, chyba jako jedyna. Kankurou miał z nim mniejszy kontakt. Pewnie głównie dlatego, że był sporo starszy.
I z tego powodu Temari nie mogła się do niego zwrócić. Jeśli Gaara jej o czymś nie mówił, nie było szans, by starszy brat to z niego wydusił.
Ta świadomość kompletnie wyprowadzała ją z równowagi. Nie było sposobu na to, by porozumieć się z Gaarą, dopóki on sam nie zechce.
- Widzę, że nie ma szans się z wami obojgiem dogadać.
Temari spojrzała na Kankurou, który stał na progu kuchni.
- Słucham?
Brat patrzył na nią, zafrasowany.
- Wreszcie zakontaktowałaś, że do ciebie mówię. Przed chwilą dzwonił ten twój kolega ze szkoły… Jak mu na imię?
Temari wzdrygnęła się.
- Kiba.
Kankurou przytaknął.
- Właśnie. Prosił, żebyś oddzwoniła.
Temari wydęła pogardliwie wargi. Mógłby już sobie odpuścić.
- W porządku – powiedziała po chwili.
Uważała temat za zakończony, jednak Kankurou nadal przyglądał jej się wyczekująco.
- Jest z twojej klasy?
- Tak.
- Bliski znajomy?
Odwróciła twarz w jego stronę. Kankurou już dawno przestał wypytywać o jej kolegów, skoro stwierdził z całą pewnością, że po prostu nie ma o czym mówić, bo Temari z nikim się nie przyjaźni, ani w szkole, ani poza nią.
- Niespecjalnie.
- Ale zależy mu, żebyś pojawiła się na tej imprezie, skoro tak się o to dopytuje.
Temari popatrzyła na Kankurou ze zniecierpliwieniem.
- Nadinterpretujesz – odparła wprost.
Nie miała zamiaru tłumaczyć, że jeśli komuś na tym zależy, to na pewno nie Kibie, który – była o tym przekonana - wydzwaniał na czyjeś zlecenie.
Kankurou odchrząknął.
- W porządku, ale skoro cię zaprasza, to czemu z tego nie skorzystasz?
Temari wzruszyła ramionami.
- Po prostu nie chcę tam iść.
- Ty nie chcesz, czy ktoś zdecydował za ciebie – odparował Kankurou.
Spojrzała na niego niechętnie. Uczynił celne spostrzeżenie, co mu się czasami zdarzało, choć podstaw miał niewiele, ponieważ Temari nigdy mu się nie zwierzała.
I nie miała ochoty się teraz tłumaczyć, zwłaszcza że przyczepił się do tego zupełnie nagle i nie wiadomo po co.
- Nie ma żadnej różnicy, więc nie ma czego poddawać dyskusji.
Kankurou zmierzył ją spojrzeniem.
- No dobra, więc musimy porozmawiać.
Podszedł do stołu i usiadł naprzeciw niej.
- Właśnie się przyznałaś, że jesteś ubezwłasnowolniona.
Temari żachnęła się.
- Nie jestem.
Kankurou potrząsnął głową.
- Ależ oczywiście, nie jesteś. Gaara decyduje za ciebie, bo tak jest ci wygodniej, jako słabej istocie pozbawionej mózgu.
Popatrzyła na niego zszokowana. Zwykle nie wyrażał się w taki sposób.
- Nie wiem, czemu ta ironia ma twoim zdaniem służyć.
Kankurou nie odpowiedział.
Temari czuła się atakowana, i bardzo jej się to nie podobało.
- Nigdy nie chodzę na żadne imprezy. Nie wiem, dlaczego nagle ci to zaczyna przeszkadzać.
- Zaczyna mi przeszkadzać twoja postawa, która powoli zamienia się w męczeństwo.
Prychnęła ze złością.
- O czym ty mówisz?
- Mówię o tym, że to się robi patologiczne. Kieruje tobą jakieś wyimaginowane poczucie winy.
Temari popatrzyła na niego ze zdumieniem. Nadal nie rozumiała do czego zmierza.
- W innym wypadku osoba z twoim temperamentem nie pozwoliłaby się tak zdominować.
Potrząsnęła ze złością głową.
- Naczytałeś się jakichś książek psychologicznych i próbujesz mnie analizować? Nie życzę sobie tego. Zakończmy tę rozmowę, bo jest ona całkowicie jałowa - ucięła.
Ale Kankurou nigdzie się nie wybierał.
Wobec tego Temari uznała, że dokończy śniadanie u siebie, ale ją zatrzymał.
- Możesz poświęcić mi jeszcze chwilę?
Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
Kankurou zacisnął szczękę.
- Słuchaj, nie traktuj mnie jak wroga. Nie krytykuję Gaary. Rozmawiamy o tobie.
Temari uśmiechnęła się krzywo.
- I o twojej zrytej psychice, zapomniałeś dodać – zauważyła sarkastycznie.
Kankurou potrząsnął głową.
- Odłóżmy to na bok, co do tej pory powiedziałem, okej?
Temari przewróciła oczami.
Ciekawe jak on sobie wyobraża dalszy ciąg tej rozmowy.
- W porządku – powiedziała chłodno.
Kankurou zastanowił się.
- Co zamierzasz dzisiaj robić?
Temari wzruszyła ramionami.
- Posłuchać muzyki i wcześnie pójść spać, przypuszczalnie – odparła nieuprzejmym tonem.
Jej brat nie dał się wytrącić z równowagi.
- To brzmi nieźle, ale raczej tego nie zrealizujesz, przy takim natężeniu dźwięków dobiegających z drugiego pokoju. Dzisiaj z Gaarą się nie dogadasz, dobrze o tym wiesz.
Nie miała już ochoty się przegadywać. Nie odpowiedziała niczego w stylu „to mój problem”, ponieważ zwyczajnie uznała, że lepiej pozwolić Kankurou się nagadać, bez zbędnego polemizowania.
Szatyn popatrzył na nią uważnie.
- Temari, to twoje życie i robisz z nim co chcesz. Nie oceniam, czy to dobre, czy to złe. Ale zastanawiam się jak długo tak można.
Przygryzła wargi.
- Przez 365 dni w roku bądź sobie zdystansowaną młodszą siostrzyczką Gaary, zachowując się tak, jak on uważa, że powinnaś – podniósł rękę, kiedy chciała się wtrącić. – Daj mi skończyć. Może i rzeczywiście tak wolisz, i taką masz osobowość. Ale możesz raz sobie odpuścić. Zrób sobie ładny makijaż i wyjdź do ludzi, bo każdy czasami potrzebuje czasem trochę luzu. Nie wierzę, że ty nie.
Nie skomentowała.
- Może raz powinnaś zachować się jak normalna dziewczyna, i pójść trochę potańczyć. Przecież lubisz tańczyć. A kiedy ostatnio miałaś okazję?
Jego spojrzenie zaczęło ją stresować. Wpiła wzrok w blat stołu.
- Chociaż raz przestań przejmować się tym, co myśli Gaara, i spróbuj zrobić to, na co ty masz ochotę . A potem postanów, czy chcesz dalej zamykać się na ludzi. Nic nie powiem. Warto jednak, żebyś zobaczyła co tracisz, bo tylko wtedy możesz podjąć świadomą decyzję. Zanim znienawidzisz Gaare i całe swoje życie – Kankurou wyjrzał za okno i dodał: - Ostatecznie, możesz tam wejść i wyjść w każdej chwili, niczym nie ryzykujesz.
Temari przymrużyła oczy.
Kankurou niekiedy potrafił być przekonujący. Poza tym, naprawdę nie miała ochoty spędzać tego wieczoru w domu.
- Tak, masz rację – przyznała.
Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nie martw się Gaarą, nie wpadnie tam i nie rozwali całej imprezy, pogadam z nim.
Temari pokręciła głową.
- Pozwól, że ja z nim porozmawiam.
***
Hinata, kiedy weszła do mieszkania, od razu spostrzegła, że dzieje się coś niedobrego. Ciotka siedziała przy stole w kuchni, a na jej twarzy malowało się napięcie.
- Czy coś się stało, matko? – zapytała brunetka, kładąc na stole torbę z zakupami.
Zwracała się do rodziców Neji’ego jak do własnych, bo tak zostały ustalone zasady od początku, gdy zamieszkała w ich domu. Tutaj wszystko odbywało się według odgórnie ustalonych przez ojca rodziny reguł.
Jednak pomimo, że minęło już dziesięć lat od jej przeprowadzki tutaj, a adopcja spowodowała, że formalnie stała się córką tych ludzi – nadal w myślach nazywała ich ciotką i wujem. Tylko oficjalnie traktowali ją jak córkę, w rzeczywistości była obcym elementem w tym domu. Odczuwała to na każdym kroku, nie tylko Neji tak ją traktował. Choć on przynajmniej nie udawał, że jest dla niego częścią rodziny.
Ciotka spojrzała na nią.
- Nie – odparła, choć jasne było, że jest to odpowiedź wprost przeciwna do rzeczywistego stanu rzeczy.
Hinata nie musiała więcej o nic pytać. Domyśliła się, że wuj znowu jest niezadowolony i udziela Neji’emu reprymendy. Jak zwykle, bez uzasadnionego powodu.
Wuj stawiał bardzo wysokie wymagania swojemu jedynemu synowi. Zwykle, jeśli czynił mu wyrzuty, to z powodu wyników w nauce, które – choć w przypadku Neji’ego bardzo dobre – jego zdaniem zawsze leżały poniżej jego możliwości.
Ale przecież ostatnio nie było w szkole żadnych testów.
Hinata nie musiała się dłużej zastanawiać, o co chodzi, ponieważ ciotka bezwiednie sama jej to wyjaśniła.
Ujmując ściślej, zadała grobowym tonem jedno pytanie.
- U kogo odbywa się ta zabawa, na którą oboje idziecie?
Hinata zesztywniała.
Nie zamierzała się wykręcać. Zdawała sobie sprawę, że kobieta zna odpowiedź – w innym przypadku nie pytałaby o to. Nie tak nagle, i nie w ten sposób.
Jednak nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Ciotka popatrzyła na nią zwężonymi ze złości źrenicami.
- Zadałam ci pytanie – powiedziała ostro. – Nazwisko.
- Inuzuka – odparła szybko.
Ciotka nie zareagowała najmniejszym nawet ruchem, jedynie wydawało się, że patrzy na nią z większym chłodem.
Hinata nie spodziewała się, że sprawy przybiorą taki obrót. I ona, i Neji mieli minimalny margines swobody jeśli chodziło o wyjścia na imprezy towarzyskie, ale wujostwo nie kontrolowali ich do tego stopnia, by pytać o wszystkich znajomych. W każdym razie, gdy nie chcieli wiedzieć tego zaraz na wstępie, udzielając zgody na imprezę sylwestrową, wydawało się, że problemów nie będzie.
Spodziewała się jakichś dalszych pytań, jednak matka zupełnie niespodziewanie powiedziała:
- Powinniście być przynajmniej na tyle mądrzy, by wiedzieć, kiedy nie należy mówić zbyt wiele.
Hinata popatrzyła na nią, zszokowana.
- Zadałaś mi pytanie, matko – odezwała się niepewnie.
- Tak. Ale mogłaś nawet odpowiedzieć, że to zabawa szkolna i nie znasz osobiście chłopca, u którego jest organizowana – odparła kobieta, po czym spojrzała na nią surowo. – Gdyż to jest impreza szkolna, czyż nie tylko dlatego idziecie do tego domu?
Hinata skinęła lekko głową.
Ciotka zacisnęła usta.
- Skoro nawet ty nie potrafisz udzielić dyplomatycznej odpowiedzi, jakże spodziewać się tego od Neji’ego – powiedziała z irytacją.
Pani Hyuuga, mimo świetnego wpasowywania się w rolę posłusznej żony, miała jednak bardzo zdecydowanie ukształtowane poglądy, i to zupełnie inne niż jej mąż. Z tym, że zwykle się z nimi nie zdradzała. Tym razem jednak straciła widać panowanie nad sobą.
I bez tego rodzaju uwag Hinata wiedziała, że ciotka uważa bezwzględną prawdomówność Neji’ego za głupotę.
Była znacznie bardziej tolerancyjna niż wuj, przy czym zwykle tego nie ujawniała. Z punktu widzenia Hinaty było to rozsądne, jako jedyna możliwa strategia.
Teraz jednak coś innego zajęło jej uwagę.
Więc Neji się wygadał.
Cóż, to na pewno lepiej niż gdyby cała sprawa wyszła na jaw z innego źródła.
- Możesz odejść. Powinnaś wyprowadzić psa na spacer – powiedziała ciotka, choć Hinata nie spodziewała się, że tak szybko zakończy tę rozmowę.
Natychmiast wyszła z kuchni.
Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale poszła wprost do gabinetu wuja.
Właściwie, zatrzymała się tuż pod drzwiami.
- Daliśmy słowo, ojcze. Nie dotrzymanie go byłoby niegodne – usłyszała spokojny głos Neji’ego.
Zdziwiła się, że usłyszała coś takiego. Rozsądniej byłoby zostać w domu niż stosować taką argumentację. Po to, żeby spędzić sylwestra w domu człowieka, którego wuj uważał za wroga.
To głupie, jak można tak długo zachowywać rodową urazę, bez zagłębiania się, od czego to wszystko się zaczęło.
Hinata była przekonana, że rodzice Kiby nawet o tym nie pamiętają. Jednak przykładanie wagi do takich rzeczy było bardzo w stylu Hireshi’ego Hyuuga.
Za to przeciwstawianie się woli ojca zupełnie nie pasowało do Neji’ego.
Wuj chyba też musiał być zdziwiony, że chłopak użył takiego – niepodważalnego przecież, przynajmniej z punktu widzenia zasad, jakie mu całe życie wpajał – argumentu.
Pewnie dlatego przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- To prawda. A więc pójdziecie – usłyszała w końcu odpowiedź ojca. – Dopilnujesz jednak, aby Hinata nie zamieniła z tym chłopakiem ani słowa.
To było dla niej niewyobrażalne, ale jednak wuj chyba żył w przeświadczeniu, że ona nie ma z Kibą żadnego kontaktu – chociaż przecież byli w jednej klasie.
A może tylko udawał, że tak uważa.
- Czy wyraziłem się jasno?
- Tak, ojcze – odpowiedział Neji.
Musiało to być dla niego bardzo nieprzyjemne. Ponieważ jeśli chciał dotrzymać zobowiązania – a oczywiste było, że to zrobi – nie będzie mógł jej jak zazwyczaj bezwzględnie ignorować.
Przeciągająca się cisza mogła oznaczać tylko tyle, że wuj skończył już rozmowę i zastanawia się, jaki zastosować wymiar kary.
Hinata doskonale wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać. Jednak, jak zwykle, stała w napięciu pod drzwiami.
- Trzydzieści razów – zakomunikował wuj po chwili. - Zdejmij koszulę i podaj mi witkę bambusową.
Hinata przymknęła oczy. W pierwszym momencie pomyślała, że się przesłyszała.
Nie sądziła, że zwykłe niedopowiedzenie można potraktować jako ciężkie przewinienie. Nawet jeśli dotyczyło to zakazanych kontaktów z kimś z klanu Inuzuka.
Ona sama nigdy nie dostała bambusem po plecach, ale zdarzyło jej się kiedyś zauważyć, jak wyglądają efekty.
Trzydzieści. Tym razem wuj był naprawdę wściekły. Że też wykształcony człowiek może poważnie traktować jakiś wyimaginowany konflikt. Nie mieściło jej się to w głowie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz